piątek, 9 maja 2014

III - 6

Nie wiem, czemu, ale mnie naszło na ekspresową poprawkę szablonu, jakoś za jasno mi było. Mam nadzieję, że wam się podoba, jakby coś, to mówcie.

- Mówię wam, żebyście na razie nie zaprzątali głowy Minstrela takimi sprawami. Już wystarczająco dużo narobił lord Valtrana - pierwszym, co usłyszałem, był głos lorda von Ztonty'ego. Był zdenerwowany, prawie na sto procent mogłem powiedzieć, że znowu macha rękoma na wszystkie strony.
- Minstrel ma prawo do wiedzy, co się dzieje z Hikujaku - zaprotestowała jakaś kobieta.
- Nie w tym stanie. Znając jego dobre serce, na pewno zechce zrobić coś nierozważnego - utrzymywał przy swoim pierwszy. Nie byłem pewny, ale wydawało mi się, że mówią o Selu, "kujaku" w nazwisku podmiotu rozmowy oznaczało pawia.
- Myślisz, że będę cię słuchał, cokolwiek wymyślisz, długopióry? - usłyszałem pytanie wymówione przez ziewnięcie. Nie musiałem otwierać oczu, by wiedzieć, że to Kiryuu. Byłem również pewny, że symurg na mnie patrzy, dlatego ruszyłem lekko palcami. - Czy tego chcesz, czy nie, Minstrel jest mocno związany z pawiem, nie możesz mu odebrać prawa do spotkania, choćby i w celi - zwierzę potwierdziło, że to zauważyło, podrzucając mi mimochodem ogólnikową informację o tym, co się dzieje.
- I co, może jeszcze zaprowadzisz go na egzekucję? - lord nie wytrzymał, a ja zamarłem z przerażenia. Jak to: egzekucję? Co się wydarzyło podczas mojej niedyspozycji?
- Jeśli taka będzie wola Minstrela, to nie masz nic do powiedzenia - stwierdził męski głos. Skojarzyłem, że był to Shiroken, mój tajemniczy służący.
- Ty psie bez pa... - nie usłyszałem dalszej części awantury, usnąłem.

Gdy obudziłem się ponownie, byłem sam, dookoła panował półmrok. Z podziwem zauważyłem, że moja noga była zupełnie wyleczona, nie potrafiłem nawet dokładnie wymacać miejsca urazu. Wstałem i rozejrzałem się, na ile pozwalały mi zmysły. Upewniłem się, że nie ma w okolicy Shirokena ani Kiryuu i wyszedłem z komnaty, starając się zachowywać jak najciszej.
Szczęśliwym trafem w mojej rozmowie z Melodi tuż po przyjeździe, kobieta wspomniała o lochach pałacowych, dlatego miałem choć nikłe przypuszczenia o kierunku mojej wyprawy. Instynktownie czułem, że nikt nie powinien mnie zobaczyć, dlatego modliłem się, żeby nie natknąć się na jakiegoś strażnika.
Moje modły zostały wysłuchane. Nawet pod celą nie było praktycznie nikogo, jeśli nie liczyć śpiącego karła i jego starego psa. Zwierzę popatrzyło na mnie spod przymrużonych od nudy i wieku oczu i ziewnęło, dając mi nieme przyzwolenie. Podszedłem do pierwszej wnęki, o dziwo pozbawionej drzwi, czy choćby kraty.
Mężczyznę w środku trudno było nazwać Selem. Miał na sobie jedynie potargane spodnie i skrawek czegoś, co kiedyś było koszulą, a teraz już nawet nie próbowało tak twierdzić. Jego ciało pokrywały szramy i rany, niektóre ciągle otwarte. Na obu nadgarstkach miał ciężkie kajdany, przytwierdzone gdzieś do ściany ciężkimi łańcuchami, ciągnącymi się na może dwa metry.
Na sztywnych nogach i z sercem bijącym tak głośno, że aż nie mogłem uwierzyć, że nie zbudziło to strażnika, podszedłem do na wpół leżącego, na wpół siedzącego demona. Uklęknąłem powoli i położyłem rękę na jego policzku. Następne, co zarejestrowały moje zmysły, był duszący uścisk dłoni na szyi. Sel patrzył na mnie przerażającymi oczami, pełnymi lodowatego chłodu kogoś, kto nie cofnie się przed najgorszym przestępstwem. Nigdy nie widziałem go takim, ogarnęła mnie niema panika.
- Rene... - wyszeptał Sel, poluźniając uchwyt. - Przepraszam, nie spodziewałem się... - mężczyzna pociągnął mnie do siebie i objął mocno, przyciskając do swojej klatki piersiowej. Dopiero teraz się rozluźniłem, ale nie mogłem do końca pozbyć się sprzed oczu obrazu zimnego złota. Poczułem na czole coś mokrego... dopiero po chwili zorientowałem się, że łzę. - Co ty tu robisz, to niebezpieczne.
- Nie ważne - odpowiedziałem, podciągając się na ramionach Sela, by zrównać poziom naszych twarzy. - Sel, co tu się dzieje? Dlaczego nie możesz mi na tyle zaufać?
- Nie stawiaj tak sprawy, kotku - mężczyzna zgarnął kosmyk moich włosów jako pretekst do pogłaskania mnie po policzku. - Wiesz, że cię kocham i oddałbym życie w twoje ręce.
- Więc dlaczego?
- Właśnie dlatego. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Proszę, nie mieszaj się w tą sprawę - Sel brzmiał niemal błagalnie, w jego głosie nie słyszałem zwyczajowej dumy i pewności siebie.
- Wiesz, że nie mogę - jedyną odpowiedzią demona był blady uśmiech. Odnalazł ustami moje. Nie protestowałem, choć czułem, że chce w ten sposób odciągnąć mnie choć na chwilę od myślenia. Pasował mi ten układ, zatopiłem się w nim z pełną ufnością. Gdyby świat właśnie stwierdził, że chce rozpocząć apokalipsę, z pewnością bym jej nie zauważył. Jedyne, co wiedziałem z pewnością to to, że czułem w Selu swoistą niepewność i strach. Chciałem temu zaradzić, ale nie wiedziałem, jak.
- Rozłóż skrzydła - wyszeptał mi nagle Sel prosto do ucha. Jego oddech był nieco przyśpieszony, ale z pewnością nie miał aż takich problemów z oddychaniem, jak ja. Czułem, że przez brak doświadczenia irytuję demona, ale bałem się o to zapytać. - Rene - ponaglił mnie Sel mruczącym głosem z moim ukochanym vibrato, gdy nie wykonałem jego prośby od razu. Westchnąłem i skupiłem się, a po chwili z moich pleców wyrosły dwa biało-zielono-czarne cienie. Mężczyzna położył dłoń na nasadzie jednego z nich. Przeszedł mnie dreszcz gorąca, odsunąłem się, nieco przestraszony.
- Przestań... - powiedziałem, zdezorientowany. Moja reakcja widocznie rozbawiła demona.
- Przepraszam, czasami zapominam, jaki jesteś delikatny. Kiedyś to wszystko nadrobimy - wymamrotał, po czym pocałował mnie ponownie, tym razem już nie aż tak nachalnie.
- Jesteś tego pewien? - oderwałem się w końcu. - Sel, ja nie wiem, o co chodzi, ale słyszałem coś o egzekuji. Ja...
- Shhh! - przerwał mi demon, przykładając palec do ust. - Nie bój się. Obiecałem ci, że będę przy tobie zawsze, prawda? A "zawsze" aż tak krótkie nie jest. Wszystko będzie dobrze - powiedział, po czym przytulił mnie z powrotem. Zadowolony zamknąłem oczy i wsłuchałem się w jego bicie serca, miarowe i uspokajające, takie pewne i niepodważalne. - Rene, gdyby cokolwiek się działo, ktoś chciał coś ci zrobić, zaufaj Shirokenowi, jest ode mnie zupełnie zależny, więc nie odważy się nie pomóc ci. Wiem, że już znasz jego imię. Drugie to...- mężczyzna zawahał się, po czym nachylił do mojego ucha i wyszeptał dwa słowa. - Tylko ty je znasz, wymusi na nim poddaństwo. Ale nie użyj ich zbyt szybko, dobrze? - w głosie Sela usłyszałem jakąś wesołą nutkę. - Niech się trochę pomęczy najpierw sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz