wtorek, 25 marca 2014

II - 8

Dupa dupa dupa!!!!  Krzaki krzaki krzaki!!! I tak nikt tego nie czyta, co to za różnica, co napiszę. No, ale może się mylę... Podsumowując plusy dodatnie, plusy ujemne i plusy neutralne, piszemy dalej.

- [...] Myślisz, że czemu została zakazana? Energia potrzebna do jej przywołania jest zbyt duża, by jakikolwiek organizm był w stanie ją przeżyć - zesztywniałem.
- Chcesz powiedzieć, że... - nie byłem pewny, jak ubrać w słowa to, co miałem w myślach.
- Owszem - przytaknął demon. Sądzę również, że jesteś w stanie zrobić dużo więcej niż w jakiejkolwiek ludzkiej książce jest napisane. W końcu, jesteś duchem Trzeciej Generacji.
- Nie! - wstałem z kolan mężczyzny i przeszedłem dwa kroki nerwowo. - To nie może być prawda. Ku, ty sam siebie słyszysz? Im więcej opowiadasz, tym bardziej ta cała szopka przestaje być realna.
- Kaze, ja wiem, że...
- Nie, ty nic nie wiesz - przerwałem mu, niemal już krzycząc. - Jestem zwykłym chłopakiem ze wsi, znającym trochę magii. Nic więcej. A jeśli tego nie akceptujesz, to...
- To...? - Ku uniósł jedną brew. Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać z nim kłótni, głównie przez swoją własną niestabilność emocjonalną.
- Wrch! Rozmowa z tobą nie ma sensu! - uderzyłem zaciśniętą do granicy bólu pięścią w najbliżej znajdujący się mebel, aż zatrzeszczało drewno i wybiegłem, trzaskając za sobą drzwiami.
Nie patrzyłem, dokąd biegnę, ani po co.  Nie obchodziło mnie to. Przeciwstawiający się mi zimny wiatr orzeźwiał, sprawiał, że na nowo zyskiwałem swoje poczucie rozsądku. Było mi z nim dobrze.
Pobaw się ze mną. usłyszałem nagle w swojej głowie. Nudzi mi się, będzie fajnie. Obróciłem się dookoła, szukając źródła głosu.
- Kto to? Pokaż się! - zażądałem, ale tylko wzbudziłem rozbawienie w moim rozmówcy.
Jestem tutaj, nie widzisz? zaśmiał się głos. A teraz tutaj, tutaj, tutaj też. Pobaw się ze mną.
- Nie jestem w nastroju, pokaż się, albo znikaj - syknąłem.
http://beastkeeper.com/resources/pets/symurgh/color_2210.png
Grafika z beastkeeper.com autorstwa Nightingale
Oj, dobrze, już dobrze. Poczekaj, może uda mi się coś zrobić wydało mi się, że rozmawiam z dzieckiem, które właśnie zaczęło marudzić, bo czegoś się od niego chce. Lepiej? dobiegł mnie głos zza pleców. Obróciłem się na pięcie i moim oczom ukazała się mniej więcej sięgająca mi pasa sylwetka. Było to stworzenie czteronożne, nieco przypominające psa, jednak z grzywą, o pysku zakończonym czymś podobnym do dzioba i z ogonem niespotykanym u jakiegokolwiek zwierzęcia. Poza tym, posiadał skrzydła. Wydawało mi się, że jest jakby niestały, ciągle się ruszał wewnętrznie.
Może być? ponownie spytało stworzenie, przebierając łapami. Zauważyłem, że z tyłu posiada ptasie, może pawie, szpony, a nie kończyny ssaka.
- T-tak - wystękałem w końcu.
Oj, no nie nudź tak. Acha, właśnie, jestem Kiryuu z rodu symurgów dworskich dygnął, bardziej w zaczepce, niż szacunku.
- O, tak. Ja jestem...
Minstrel, wiem. Od dawna cię śledziłem. A właściwie, to podążałem za tobą, a ty mnie nie zauważałeś, żeby być precyzyjnym. Naprawdę, mógłbyś mnie nie ignorować tak, to strasznie nudne. I jeszcze ten demon co chwila próbujący mnie przypalić... tak się nie robi poczułem się dziwnie, będąc zganionym przez zwierzę.
- Dlaczego za mną wciąż chodziłeś? I czemu się nie pokazywałeś do tej pory?
Ależ, pokazywałem. Tylko ty mnie nie widziałeś. A chodzę... bo lubię ciekawe aury, a ty taką masz na pewno. Ma pięęęękny kolor. Moja mama miała podobny, ale nie aż tak intensywny. Jakby to ująć... u niej był pastelowy seledyn, a ty się wręcz świecisz na zielono.
- Naprawdę ci się podoba? Ja zawsze chciałem mieć szmaragdowy - rozmarzyłem się. Potrafiłem wypatrywać aurę, choć zajmowało to trochę czasu, wytrwałości i samozaparcia.
Niebieski jest nudny. Więc, pobawisz się ze mną?
- A w co? - dałem za wygraną. Czułem, że cokolwiek chciałem się dowiedzieć od symurga, łatwiej wydobędę to z niego, gdy będzie zadowolony.
E-to... zamyślił się, mrużąc oczy. Może polatamy?
- Nie umiem latać - zauważyłem.
Jak to? Rozkładasz skrzydła, i nimi machasz zwierzę stwierdziło to, jakby było rzeczą tak oczywistą, że aż wstyd nie wiedzieć.
- A gdzie widzisz u mnie skrzydła? - poklepałem się dłonią po barku.
To je rozłóż, jaki problem. Przecież nawet młode duchy to potrafią. Myślisz, że chcesz rozłożyć skrzydła - i już wydawało mi się, że Kiryuu wzruszył ramionami.
- Spróbuję, ale nadal twierdzę, że to nic nie... - przerwałem, gdy zauważyłem, że mój cień się nagle powiększył w dość pokaźny sposób. Obejrzałem się za siebie - z moich pleców wyrastały dwa duże skrzydła, u nasady białe, potem przechodzące w mocną zieleń aż do czarnych końcówek najdłuższych lotek. - ... Ale jak... - nie wiedziałem, co powiedzieć.
Mówiłem ci - i już. A teraz chodź, znalazłem tu fajne miejsce w okolicy. 
Symurg rozłożył skrzydła i zatrzepotał nimi kilka razy, aż wreszcie wzniósł się w powietrze, podwijając automatycznie pod siebie łapy i delikatnie poruszając ogonem dla równowagi.
Teraz ty oznajmił. Spróbowałem odtworzyć ruchy zwierzęcia...

wtorek, 4 marca 2014

II - 7

Mam zamiar instalować ubuntu na system, trzymajcie kciuki za pomyślny proceder i działanie wszystkich potrzebnych mi programów.

Wreszcie nadszedł dzień publikacji. Gabi spisywał się naprawdę dobrze, zręcznie manewrując między reporterami, wydawcami, naukowcami, a zwykłymi gapiami szukającymi odrobiny rozrywki i tematu do plotek.
Już przedwczoraj przeniosłem się z podrujnowanej kwatery w tawernie do nowoczesnego apartamentu. Profesor chciał, żebym zrobił to jeszcze wcześniej, ale księżniczka protestowała przeciwko wydaniu mi zezwolenia na rezydencję aż do momentu, kiedy Ku nie wytrzymał jej uporu i zagroził podpaleniem pałacu. O dziwo, kobiecie nawet przez myśl nie przeszło, że może po prostu wezwać straż, żeby nas zatrzymali.
Nie, żebym sobie życzył takiego biegu wypadków, ale było to po prostu dla mnie dziwne. A dla Ku podejrzane, dlatego też demon ciągnął się teraz za mną wszędzie, nawet jeśli chodziłem po własnym mieszkaniu. Było to nieco uciążliwe, ale nie protestowałem, obawiając się awantury. Zwłaszcza, że oboje staraliśmy się ominąć wszelkimi środkami temat wiszący gdzieś w ciężkiej atmosferze już od jakiegoś czasu. Byłem pewny, że poruszenie kwestii mojej wolności i komfortu prywatności byłoby bardzo skutecznym zapalnikiem.
- ... pan, że wszystkie informacje są sprawdzone, tak? - dosłyszałem przez drzwi od swojego pokoju męski głos, zapewne jakiegoś dziennikarza.
- Ależ oczywiście. Mój klient - nie podobało mi się trochę to określenie, zwłaszcza, że jego autor, Gabi, było ode mnie młodszy. Miało jakiś wydźwięk pogardy. Oczywiście, nie oskarżałem o nią bezpośrednio chłopaka. - jest w stanie udowodnić każdą tezę w praktyce. Mam to zaaranżować?
- Ten mały... - syknął Ku, najwyraźniej również przysłuchujący się rozmowie. Zerwałem się z krzesła i szybko chwyciłem go za rękaw, zatrzymując.
- Odpuść, nie potrzebujemy więcej problemów, niż już mamy - syknąłem.
- Nie pozwolę, żeby jakiś dzieciak tak się... - uderzyłem go otwartą dłonią w policzek, nie dając dokończyć. Cios nie był mocny, pozostawił po sobie jedynie ledwo widoczne zaczerwienienie, ale podziałam w zamierzany przeze mnie sposób. - Przepraszam, panie - wyszeptał demon, kłaniając mi się.
- Nie wygłupiaj się. Oboje wiemy, że nie jestem typem służącego, a parodiowanie niezbyt dobrze ci wychodzi. Pomijając już fakt, że i tak mówisz i robisz to, co uważasz za wygodne.
- Co masz na myśli? - spytał, pociągając mnie ze sobą na kanapę.
- Między innymi to - szarpnąłem się, by usiąść obok zamiast na kolanach mężczyzny. - Zachowujesz się jak dziecko.
- I co masz zamiar z tym zrobić? - na twarzy Ku pojawił się wyzywający uśmiech. Przewróciłem tylko oczami. - A na poważnie, to powiesz mi wreszcie, co ci chodzi po głowie od ostatnich kilku dni? - spytał, zupełnie zmieniając ton głosu. Stracił on trochę na melodyczności i miłym wibrato, ale wciąż mógł być uznany za kanon piękna. Zastanawiałem się, czy u demonów to normalne.
- Dobrze wiesz, co. Nie masz do wyboru wiele wydarzeń sprzed tygodnia - stwierdziłem sucho.
- A, więc to. Kaze, nie przejmuj się, wszystko kiedyś zrozumiesz - demon uśmiechnął się lekko.
- "Kiedyś", czyli kiedy? Sam zacząłeś temat, po czym urwałeś go w połowie, kiedy uznałeś, że znudziło ci się go ciągnąć.
- Ależ to nie tak!
- Więc jak? - spytałem, niemal wchodząc mu w słowo. Zaczęło się, więc nie mogłem odpuścić.
- Heh... już dobrze. Ile z ostatniej wizji zrozumiałeś? - nastąpiła chwila milczenia. Demon zrozumiał, że była to moja odpowiedź. - Rozumiem. Ta kobieta, przez którą zostałeś zaatakowany, towarzyszka Wiatru, to twoja matka.
- Moja co? - spytałem, mrugając. Nie uważałem tego żartu za dobry.
- Kaze, nie żartuję. Szesnaście lat temu w świecie demonów doszło do wojny, kolejnej z resztą z wielu. Nie było to nic poważnego, dwa klany się trochę nastroszyły i dość szybko zostały uciszone przez Stare Rody, głównie mój Hikujaku. Problem zrodził się w momencie, gdy jeden z ocalałych członków walczącej rodziny nie chciał się pogodzić z porażką. Wściekły na moją rodzinę wkradł się do naszej rezydencji i porwał niemowlę pozostawione bez opieki, pewny, że w tak wystawnym ubraniu i otoczeniu może być jedynie dziedzic rodu. Gdyby tylko był choć trochę poinformowany, wiedziałby, że mój brat był już prawie pełnoletni, a ja dawno przebywałem na salonach. Skąd więc u nas znajdowało się tak małe dziecko otoczone bogactwem? Otóż odbywał się bankiet, a wśród zaproszonych gości był także Wiatr. Nie mógł przybyć osobiście, więc wysłał dwójkę ze swoich dzieci - Bryzę i , nowo poślubioną przez człowieka Melodi. Jak się domyślasz, porwane dziecko było ich potomkiem, pierworodnym z resztą.
- Co to ma wspólnego ze mną? - spytałem zniecierpliwiony. Opowieść, mimo że nawet i ciekawa, była co najmniej niejasno powiązana z tematem, o którym chciałem słyszeć.
- Nie rozumiesz jeszcze? Wyciągnij rękę przed siebie - nie miałem pojęcia, po co, ale wykonałem polecenie. - A teraz zmaterializuj powietrze wokół dłoni - ruszyłem lekko palcami, by zacieśnić cząsteczki powietrza do momentu, gdy były one widoczne gołym okiem. - Ten dowód wystarcza w pełni, by potwierdzić to, co mówię. Normalny człowiek nie jest w stanie kontrolować żywiołu. Poza tym, skąd znałeś zaklęcie przywołujące burzę? To nie jest...
- Chwila, chwila - przerwałem mu. - Nie wymyśliłem ani tego, ani tamtego użycia magii, o wszystkim czytałem w starych księgach.
- Jako zakazaną magię.
- Owszem - przytaknąłem głową. - Ale to nic nie zmienia.
- Zmienia, i to bardzo dużo. Myślisz, że czemu została zakazana? Energia potrzebna do jej przywołania jest zbyt duża, by jakikolwiek organizm był w stanie ją przeżyć.