poniedziałek, 17 lutego 2014

II - 6

Witam pod dość długiej jak na standardy bloga przerwie. Jak już pewnie zauważyliście, pojawiła się maskotka bloga. Czekam na propozycje imienia, zanim oficjalnie przyznam mu jakieś. Jeśli chcecie się z nim pobawić, będzie podążał za myszką, a po kliknięciu na środek koła zacznie w nim biegać. Poza tym klikami w dowolne miejsce można go karmić. Jak ktoś odczuwa potrzebę zobrazowania sobie siły odśrodkowej, czy coś, to też można. No, ale nie gadamy, nurkujemy....

- Kaze, bez względu na wszystko, nie mam zamiaru cię zostawić, jeśli tego nie będziesz chciał. Żeby to było jasne. Otóż, jestem prawie pewny, że jesteś Minstrelem - ostatnie słowo u prawie wyszeptał.
-Ale przecież ja nie potrafię śpiewać... - stwierdziłem, bo było to jedyne sensowne zdanie, które mi przyszło na myśl. Demon roześmiał się i objął mnie w pasie.
- Widzę, że historia dalej u ciebie niezbyt dobrze się czuje - stwierdził przez chichot. Spojrzałem na niego wyczekująco. Wiedziałem, że w końcu podejmie wątek, więc nie pośpieszałem go. Z nieznanego mi powodu zachowywał cały czas jakiś poważny dystans, jakby coś mu ciągle chodziło po głowie i było wręcz nie do zniesienia.- Ile kojarzysz z czasów pre-kronicznych? - spytał w końcu.
- Niewiele. Wychowałem się na wsi, więc tam nie za bardzo wiedzą o czymkolwiek. A mój mistrz omijał niepotrzebne do towarzystwa tematy łukiem tak szerokim, jak tylko mógł.
- Rozumiem - demon nie był zadowolony. - Ale o Pięciu Wielkich Duchach wiesz, tak?
- Mniej więcej tyle, że są i że stworzyły wszechświat z pięciu żywiołów - przyznałem. Z nieznanego mi powodu poczułem wstyd, że jest jedyna znana mi informacja o kimś tak ważnym. Ku najwyraźniej wyczuł moje zmieszanie. Stopą pociągnął moją nogę tak, że straciłem równowagę i musiałem usiąść na biurku za sobą. Ledwo zdobyłem pełną kontrolę nad swoim ciałem, a mężczyzna przyciągnął mnie do siebie. Nie powodowało to bardzo intymnej atmosfery, na szczęście.
- Rozumiem. Zamknij oczy. Jeśli moje przypuszczenia są zgodne z prawdą, to znam lepszy sposób niż snucie długich opowieści na przekazanie ci zaległej wiedzy - wymruczał, bardziej z powodu bliskości fizycznej, niż mentalnej.
- A jeśli nie jestem?
- Wtedy nie ma pośpiechu, mogę ci latami opowiadać przy ognisku o starych wojnach, o ile cię to nie zanudzi na śmierć - po ruchu jego klatki piersiowej wywnioskowałem, że się zaśmiał. Westchnąłem i zmrużyłem powoli powieki. - Rozluźnij się, mięśnie mogą zaprotestować w innym wypadku. Uspokój oddech, uwolnij od silnych myśli i uczuć - miarowy, hipnotyczny ton powodował, że niemal podświadomie wykonywałem polecenia. - A teraz zapomnij własnego ja. Zapomnij ciała, namiętności, przywiązania do czegokolwiek. Stań się światłem, bądź wszędzie i zawsze. Jesteś w momencie, gdy jeszcze nie ma świata, widzisz? - pokiwałem bezwiednie głową. - Dobrze, a teraz patrz dalej. Widzisz pięć żywiołów, prawda? W każdym z nich żyje Wielki Duch. Poznają się, walczą, kochają, knują. Pod ich stopami tworzy się chaos. To Świat, jeszcze niezdecydowany, jak chce wyglądać. To może trochę potrwać nawet w tym tempie, dlatego przyjrzyj się w międzyczasie duchowi Wiatru. Poznajesz go, prawda? - skinąłem głową. - To Wicher. A koło niego skaczą jego dzieci z Wodą: Bryza, Pasat, Burza, Zamieć i Grom. Za nimi dzieci Ziemi: Hall, Podmuch, Zefir, Powiew. Oraz dziecko Ognia - Melodia. Znasz ją, prawda? Powiedz, z czym ci się kojarzy? - przyjrzałem się bliżej.
Melodia była z pewnością kobietą, całą w białej poświacie, jak gdyby niewyraźna, nieuchwytna. Tańczyła o bosych stopach, mając na sobie jedynie zwiewny kawałek materiału, służący jej za ubranie. Wyciągnęła do mnie rękę...
- Aaaaa! - krzyknąłem, upadając na podłogę na kolana. Ledwo łapałem oddech, płuca paliły mnie żywym ogniem.
- Kaze, co ci jest? Kaze?! - poczułem na plecach dłoń. Nie miałem wątpliwości, że jego dotyk był delikatny, jednak wywoływał u mnie fizyczny ból. Odsunąłem się.
- Prz... przes... przestań - wychrypiałem, łapiąc gorączkowo kolejne hausty powietrza. Ruch wywoływał ból, spoczynek wywoływał ból. Coś wewnątrz mnie próbowało zniszczyć mnie od środka, zarówno moje ciało, jak i duszę.
- Kaze, uspokój się! To tylko iluzja, nic ci nie jest - mężczyzna chwycił mnie za oba ramiona. - Otrząśnij się, to tylko złudzenie.
- Przestań! - krzyknąłem. Po twarzy demona przemknął grymas bólu, szybko jednak stłumiony. Pozostał jedynie niemy błysk z kąciku oka, świadczący o tym, że wciąż odczuwa ból.
- Nie, Kaze. Mówiłem, że nic ci się nie stanie, prawda? Zaufaj mi, to się nie dzieje naprawdę - potrząsnął mną lekko. Krzyknąłem, gdy przez moje mięśnie przeszła kolejna fala gorącego, tnącego ciało żaru. - Nie zostawiasz mi wyboru - stwierdził w końcu i przewrócił mnie na ziemię, przytrzymując obie ręce w uścisku nad głową. - Tylko tak mogę ci pomóc, nie miej mi tego za złe - wyszeptał mi do ucha, po czym przygryzł je i pociągnął.
Syknąłem i spróbowałem się wyrwać, ale Ku był zdecydowanie silniejszy. Zmusił mnie do pocałunku i językiem przejechał po moim podniebieniu. Szarpnąłem się jeszcze raz, równie bezskutecznie.
Poczułem, że Ku wolną ręką zaczyna rozpinać moją koszulę. Przez moje ciało przeszła fala ciepła, tym razem przyjemnego. Dalej czułem palenie w mięśniach, jednak powoli stawało się ono echem poprzedniego stanu i jedynie pozostałością po ataku. Ku zdążył się już uporać z guzikami i teraz jego dłoń jeździła po moim brzuchu i klatce piersiowej, jak gdyby badając teren.
Szarpnąłem głową, uwalniając się na chwilę.
- Przestań... proszę - wyszeptałem, ledwo zbierając siłę na wypowiedzenie czegokolwiek. - Proszę - powtórzyłem, a po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Demon popatrzył na mnie chwilę uważnie, po czym odsunął się, zwalniając uścisk. Chciałem się podnieść z ziemi, ale moje ręce nie zdążyły się w połowie wyprostować, gdy przeszyła mnie fala bólu i upadłem w powrotem na posadzkę.
- Kszzz, spokojnie. Ból może i nie był realny, ale do twojego organizmu ta informacja jeszcze nie doszła. Nie bój się, już nic ci nie będzie - demon zgarnął mi z czoła grzywkę i pogładził po policzku. Przymknąłem oczy, spokojny.
- Nie miałeś zamiaru przestać, gdybym nie zaprotestował, prawda? - spytałem w końcu. Rozbawiło to Ku.
- Gdybyś już kontrolował swój umysł i nic nie powiedział, to tak. Ale nie sądzisz chyba, że wykorzystałbym sytuację i zmusił cię do czegoś tylko dlatego, że nie możesz zaprotestować, prawda? - odwróciłem wzrok, nieco zmieszany. Demon musiał wyczytać z tego gestu prawdę. - Nawet demony potrafią kontrolować na tyle swoje emocje, żeby nie krzywdzić kogoś, na kim im zależy - stwierdził. O dziwo, nie usłyszałem w jego głosie wyrzutu, czy choćby urazy. Ale może było to spowodowane moją nie najlepszą kondycją. - Wiem, że jeszcze z nikim nie spałeś, więc dam ci wybór czasu chociaż tego jednego razu - dodał w końcu i pocałował mnie w policzek, po czym wstał i wyszedł. Dostrzegłem jeszcze, że zamykając za sobą drzwi patrzy na mnie niezupełnie ludzkim spojrzeniem.
Usnąłem.

poniedziałek, 10 lutego 2014

II - 5

- Czekaj - Ku zatrzymał mnie, gdy już miałem nacisnąć klamkę drzwi opisanych tabliczką "Kazekiri Rangiku - <Notatnik demonów>". Niezbyt nachalnym gestem ręki odsunął mnie od drzwi i wszedł pierwszy. Gdy tylko przekroczył próg, zatrzymał się i wciągnął nosem mocno powietrze do płuc. Coś wyraźnie go zaniepokoiło.
- Używacie tu środków samoodświeżających? - spytał bez większego odsłaniania swoich myśli.
- Owszem, liściokrotki świeżynki - odpowiedział nasz nowy instruktor.
- Albo pracują tu sami idioci, a w to nie uwierzę, albo robicie to specjalnie - stwierdził, a jego ton nabrał nieco agresywnego wydźwięku.
- Ku - upomniałem go cicho, on jednak nie zareagował. Przeszedł szybkim krokiem dookoła biura, którego wystrój jeszcze nie do końca mogłem dostrzec, zatrzymując się kilka razy. Cały czas miał ręką przesłoniętą twarz, jak gdyby nie chciał czego wdychać.
- Jeszcze raz to się tu pojawi i nie będę już taki miły - syknął, po czym skłonił się lekko w moim kierunku.
- Po co to zrobiłeś? - spytałem, przekraczając próg pomieszczenia. Nie było bardzo duże, ale na brak miejsca narzekać nie mogłem.
Mężczyzna uśmiechną się lekko na to pytanie i pokazał mi swoją dłoń. Była czarna, jak gdyby podpalona. Popatrzyłem na niego z mieszanką przerażenia i szoku. Cokolwiek by się nie działo z wszystkim dookoła Ku, on nigdy nie został poparzony, bez względu na to, czy płomień należał do niego, czy był zwykłym krzesanym ogniem.  Dotknąłem delikatnie opuszką palca sczerniałą skórę, w obawie, że mogę mocniejszym dotykiem sprawić demonowi ból.
- Nie bój się - głos Ku był miękki i subtelny, jak gdyby chciał mnie pocieszyć. A przecież to on był ranny. Zacisnął swoją dłoń na mojej. Dostrzegłem, że przez ułamek sekundy jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, ale demon szybko to ukrył.
- Ile cię już znam? - spytałem, wysuwając dłoń. - Możesz odejść - zakomunikowałem stojącemu cały czas w progu chłopakowi. Był to bardziej rozkaz zostawienia nas samych niż pozwolenie i on to zrozumiał bez słowa. Skinął lekko głową i wyszedł, zostawiając nas samych. Wydawało mi się, że przez chwilę widziałem w jego oczach dziwny błysk.
Gdy tylko drzwi się zamknęły i z korytarza dobiegły nas pierwsze kroki, Ku oparł się podbródkiem o moje ramię, wzdychając głęboko z bólu. Już nie krył swojego prawdziwego stanu.
- Kaze - wyszeptał mi do ucha.
- Co się stało? To nie jest normalne, że ogień ci cokolwiek robi - stwierdziłem, kładąc instynktownie rękę a jego plecach przy lędźwiach.
- Liściokrotka. Może i jest dobrym środkiem na odkażenie powietrza, ale i odmagicznienie. Nie jest możliwe, żeby o tym nie wiedzieli - odpowiedział. W jego głosie wyczułem lekko drżącą nutkę cierpienia.
- Ale przecież użyłeś magii...
- Magii intuicyjnej. Tarcza jest świadoma, więc została zablokowana - mężczyzna mlasnął niezadowolony. - Przepraszam, przez najbliższe kilka dni mogę nie być w najlepszej formie do walki.
- Nie martw się, dam sobie radę - uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek.
- Kaze, dziękuję - wymruczał. - Powinieneś przejrzeć te papierki na biurku, chyba są ważne - powiedział w końcu, zmieniając temat. Popatrzyłem na niego nieco zdziwiony. Zdawał się nagle być w lepszej formie.
- Ta, nie ma to jak odrobina biurokracji - uśmiechnąłem się i posłusznie przysiadłem przy biurku na czymś pośrednim między fotelem a krzesłem.
Przejrzałem oględnie papiery. Było tam trochę "instrukcji obsługi" poszczególnych grup zawodowych lub zajęciowych, z którymi prawdopodobnie się spotkam w przyszłości, a które mogę być trudne w obejściu. Poza tym kilka wskazówek odnośnie obecnie panującej mody, trendów i światka ogólnie pojętej kultury i rozrywki. Trochę odbiegały one od mojej wiedzy, ale sądzę, że wielkiej wpadki bym nie zaliczył kierując się swoimi informacjami. 
Moje zainteresowanie zyskał list w wąskiej kopercie o zszarzałej od czasu barwie, nieco wymięty i z zamazanym pismem. Zaadresowany był "Do Ciebie" co już na początku wprowadziło element niepewności, czy aby na pewno jestem adresatem. Dalszą treścią był wiersz. Nie posiadał zbytnich walorów artystycznych i nawet średnio poczytny poeta był w stanie wydusić z siebie coś bardziej zasługującego na uwagę. Mimo to, przeczytałem go całego, szepcząc wyrazy pod nosem. Nie wiem, czemu, ale budził we mnie jakieś niezbyt określone wspomnienia z przeszłości, którą powinienem pamiętać, a której nie byłem w stanie jakkolwiek określić.
Zupełnie przypadkowo odwróciłem na chwilę wzrok, żeby odpocząć od nieustannego patrzenia na coś bliskiego, i dostrzegłem Ku. Mężczyzna przyglądał mi się uważnie nieokreślonym emocjonalnie spojrzeniem.
- Jestem, byłam i będę, wbrew wszystkim dążeniom, kierując się wiarą, miłością i nadzieją" - doczytałem do końca. Dopiero po chwili dostrzegłem dopisek, prawie zupełnie już zamazany. Przymrużyłem oczy i powoli rozczytałem go. - "Szukaj mnie... synu mój". Heh, to nie ma sensu - westchnąłem i odłożyłem kartkę na biurko.
- Minstrel... - usłyszałem szept Ku. Popatrzyłem na niego. Jego czy były otwarte szerzej niż zazwyczaj, a ciało jak gdyby lekko drżało. Demon powoli podszedł do mnie. - Mówiłeś, że pochodzisz z tamtej wioski - dodał w końcu, patrząc mi prosto w oczy. W jego spojrzeniu było coś innego, niebezpiecznego.
- Bo tak jest - zgodziłem się, korzystając z okazji, że mogę zamknąć oczy i uciec od jego wzroku. - Nie rozumiem, po co to nagle wyciągasz.
- I jesteś człowiekiem, tak?
- Ależ oczywiście, że tak. Ku, o co ci chodzi? - nie do końca byłem pewny, po co wstałem. Zaległa głucha cisza. Dzięki niej dowiedziałem się, że w moim nowym "biurze" znajdował się zegar wahadłowy, teraz wypełniający przestrzeń miarowym cykaniem.
- Skoro tak twierdzisz - odpuścił w końcu.
- O co ci znowu chodzi? - nalegałem.
- Ale na pewno nie wiesz, tak? Nie udajesz z jakiegoś powodu? - spytał mężczyzna, chcąc się upewnić. Cała sprawa zaczynała mi się coraz bardziej przestawać podobać. - Nie mogę być w stu procentach pewny, chociaż sądzę, że jest to bardzo prawdopodobne. Kaze, bez względu na wszystko, nie mam zamiaru cię zostawić, jeśli tego nie będziesz chciał. Żeby to było jasne. Otóż, jestem prawie pewny, że jesteś...

piątek, 7 lutego 2014

II - 4

Siedziałem w dość tradycyjnie urządzonym wnętrzu. Skórzany fotel o pikowanym siedzisku nie należał do najwygodniejszych, ale nie wypadało mi narzekać. Byłem pewny, że kosztował majątek. Poza tym, ściany pomalowano na brudny beż zmieszany w różem. Nie było to z resztą istotne, bo gdzie tylko znajdował się kawałek wolnej od regałów przestrzeni, tam przybijano obrazek z jakimś widoczkiem lub studium wnętrzności żaby. Podłoga wyłożona była ściśle dywanem o szorstkim włosie, zafarbowanym na różne odcienie brązu, by stworzyć obrazek polowania na jakieś gadopodobne stwory.
Poczułem nagle zimny dotyk na nagim ramieniu. Wzdrygnąłem się, zaskoczony, a moja ręka instynktownie wylądowała na tsubie sztyletu.
- Spokojnie, kotku, to tylko ja - Ku uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony z mojej reakcji. Nie do końca byłem pewny, dlaczego. - Ale zwyczaj godny pochwały. Tylko nie zapomnij go wykorzystać.
- O czym ty mówisz? - spytałem, nie do końca podążając za myślami demona.
- Słyszałeś, co mówił stary. Chce ci przydzielić jakąś "ochronę". Nie sądzisz, że ktokolwiek z taką wiedzą uważałby cię za bezbronnego. Nie w towarzystwie demona. A gdzie nie pójdę ja, tam tym bardziej nie będzie miał dostępu ich człowiek - w oczach Ku dostrzegałem mądrość kogoś, kto przebywał na polu bitwy. Nie wiedziałem, skąd to się brało.
- Sugerujesz, że mogą coś planować?
- Jestem tego pewny. Jeśli chcesz, mogę od razu rozwiązać ten problem - uśmiechnął się w niedwuznacznym geście.
- Czekaj! - wstałem z fotela. - Nie masz pewności, że mają nieczyste intencje. Czemu nie możesz uwierzyć, że ktoś jest po prostu miły? - spytałem. Nie byłem bardzo zdziwiony tokiem rozumowania Ku, ale nie chciałem przez niego narobić jakiś głupot skutkujących listem gończym.
- Kaze, przepraszam. Ale nie mogę się z tobą zgodzić. Znam ludzi dłużej niż ty.
- Najwyraźniej nie tych odpowiednich. Proszę cię, odpuść.
- Na razie - mężczyzna niechętnie dał za wygraną. Odpowiedziałem uśmiechem ulgi.
Ponownie nastała cisza na jakieś pięć minut. Ku nie wrócił na swoje miejsce, ale wisiał teraz na oparciu fotela, bawiąc się moimi włosami. Nie przynosiło to strat dla otoczenia, więc nie protestowałem. W końcu drzwi się otwarły ostrożnie.
- Oj, jesteście już. Nie spodziewałem się, że tak szybko się pojawicie - uśmiechnął się starzeć. Od naszego pierwszego spotkania minęło kilka dni i mój notatnik został już zatwierdzony do publikacji, a naukowiec stał się promotorem i managerem "młodego talentu".
- Tak wyszło, byliśmy blisko - było to kłamstwo, wręcz biegłem przez całą drogę. Nie chciałem jednak wyjść na choleryka.
- Och, no tak. Zatem przejdę od razu do sedna, jeśli pozwolisz - mężczyzna usiadł w fotelu naprzeciwko mojego. - Jak już pewnie się zorientowałeś, każdy publicysta potrzebuje patrona, jeśli jego praca ma charakter naukowy. Jako twój, powinienem wykonywać pewne przygotowania, na które niestety nie pozwala mi praca. Dlatego też postanowiłem, że zastąpi mnie pewien młody mężczyzna, pracując w moim imieniu. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
- Nie, oczywiście że nie. Ale z pana wcześniejszej wiadomości zrozumiałem, że chodzi o innego rodzaju pomoc - przyznałem.
- Och, to niefortunny zlepek słów. Oczywiście, nie mógłbym w najśmielszych snach przypuszczać, że żyje człowiek bardziej odpowiedni do walki od demona. Chodziło mi o biurokratyczną ochronę. Rozumie pan, wkrótce może się rozpocząć medialna nagonka na nieznanego twórcę, wyjaśniającego tyle zagadek, których nie mogli rozwiązać najwięksi mędrcy. Poza tym, stolica już się upomina o pańskie pozwolenie na stały pobyt. A, nie wiedzieć czemu, Cesariat (czyli sekretariat cesarski) nie chce go wydać - popatrzyliśmy po sobie z Ku. Widziałem w jego oczach wyrzut "a nie mówiłem?".
- Sądzę, że znam powód. Pozwoli pan, że zajmę się tym osobiście - uśmiechnąłem się pogodnie, kryjąc niezręczność.
- Chyba nie masz zamiaru... - zaczął Ku dość agresywnym tonem.
- Mam - uciąłem. - A ty nie będziesz się do tego wtrącał. Sam twierdziłeś, że jesteś tylko moim narzędziem - przerwałem mu sucho. Coś wewnątrz mnie krzyczało, żebym tego nie robił. Było to wyciągnięcie słabości demona, obnażonej w największym zaufaniu i zupełnie innych warunkach.
- Tak jest, panie - nie miałem wątpliwości, że bezbarwny głos był tarczą przeciwko wściekłości i zarzutowi, może i nie hipokryzji, ale na pewno nieczystego zagrania. Byłem tego świadomy, a brak protestu zabolał bardziej niż jakakolwiek inna reakcja.
- Przepraszam, ale mógłbym wiedzieć, o co chodzi? - spytał starzec.
- Niestety muszę odmówić. Jestem zobowiązany za pomoc i niewdzięcznością byłoby obarczanie pana najmniejszymi nawet problemami. W końcu, jest to mój interes i nie mogę kazać wszystkim dookoła o niego dbać bez swojego własnego wkładu - mój wystudiowany uśmiech chyba przekonał naukowca.
- Skoro pan tak uważa, nie będę się spierał. Pozwoli pan, że przedstawię panu mojego człowieka. Będzie panu towarzyszył wszędzie i zajmował się, czymkolwiek tylko będzie trzeba. Gabi?! - starzec zawołał kogoś.
Drzwi się otworzyły po chwili i do biura wszedł chłopak, może trochę młodszy ode mnie o delikatnej sylwetce, ubrany w prostą tunikę bez rękawów wiązaną kawałkiem białego materiału i luźnych spodniach. Miał czarne włosy o miękkim połysku, sięgające do ramion.
- Pan wołał, Rektorze - powiedział dość nieczystym, jak na męski, głosem. To kobiety zazwyczaj miewały wieloodcieniowy ton.
- Owszem. Gabi, od dziś będziesz się zajmował sprawami tego pana - mężczyzna wskazał na mnie ręką. - Sprawuj się dobrze.
- Oczywiście - chłopak skłonił się lekko.
- A teraz, jeśli pozwolicie, odejdę już do swoich obowiązków. Podejrzewam, że z tego biura może was wyrzucić moja sprzątaczka, ale został przygotowany specjalny pokój dla panów. Gabi, wiesz, gdzie to jest.
- Oczywiście. Proszę za mną - chłopak otworzył drzwi i odwrócił się, czekając na nas. Miałem wrażenie, że jest źle wytrenowanym niewolnikiem, nie potrafiącym do końca ukryć swojego temperamentu. Albo kimś grającym takowego. Pomimo, że był przecież z pewnością człowiekiem wolnym, nie mogłem się wyzbyć takiej myśli.
- Uważaj na niego. Coś mi tu nie pasuje - szepnął mi Ku, gdy wstawałem z fotelu, pochylając się do mnie pod pretekstem pomocy złapania pionu. Skwitowałem tą uwagę jedynie zimnym spojrzeniem.

środa, 5 lutego 2014

II - 3

Oj, widzę, że atencja spada, niedobrze, niedobrze. Ale cudów na kiju nie wymagajmy, w końcu mi też się ferie skończyły, nie każdy ma czas. A może po prostu mniej zapychaczy statystyk jest, a więcej czytelników... Mniejsza z tym, art per art, jak mówi poeta. Zaczęłam się ostatnio zastanawiać, czy nie powinnam dodać jakiś "materialnych" opisów postaci. Bo o ile osobowości są dość dobrze moim zdaniem rozpisane, o tyle z wyglądu, każdy byłby w stanie określić dokładniej jedynie pawia, smoka z końca pierwszej serii i może przy odrobinie szczęścia panią babkę. A o reszcie, to chyba tylko płeć i jakieś detale bez większego znaczenia. Dlatego też, jeśli chcecie jakiś wizualizacji, piszcie, a pojawią się, w głowie je mam. I w jakiej formie powinny wylądować na blogu (opis / rysunek w postach / zakładce). Oj, rozpędziłam się trochę, piszemy, nie gadamy. Co tam (panie) w polityce opiszę kiedy indziej.


- Mówiłem ci, że będzie dobrze - Ku uśmiechnął się szeroko, gdy tylko wylądował na łóżku na plecach z szeroko rozłożonymi rękoma i nogami opartymi na obudowie łóżka. - Niezłą miał minę ten stary, jak zobaczył wieczne ognie. A potem... ach, cud, miód i fistaszki do kompletu - demon był w nad wraz dobrym humorze.
- Tak sądzisz? - spytałem, siadając na kolanach przy oknie. Oparłem brodę o parapet i zacząłem przyglądać się widokom za oknem.
Zabudowa nie różniła się niczym od znacznej części miasta. Budynki w niedobranych do siebie kolorach o przysadzistej, blokowej architekturze, ozdobione jedynie bazgrołami chuliganów i wyznaniem miłosnym o niezbyt poetyckiej formie. Niewiele istot żywych chciało przebywać na terenie niewielkiego placyku, w większości wybrukowanego wypłukaną już częściowo przez deszcz, pomyje i bogowie wiedzą co jeszcze kostką. Jakaś trójka dzieci goniła się, krzycząc nie do końca zrozumiałe przeze mnie słowa. Nie były stąd, wyglądały inaczej, jakoś... dziko. Na wysłużonej ławce o pierwotnie zielonym kolorze dwie tęgie kobiety w średnim wieku rozprawiały między sobą na jakiś emocjonujący temat, mocno gestykulując i uciszając się nawzajem. Wydawały mi się typem encyklopedii osiedlowej, stale szukających nowych ploteczek i skandali. Poza tą piątką na dworze znajdował się jedynie stary pies, warczący na niewidzialnego dla mnie przeciwnika, chowając między łapami jakiś ochłap.
Poczułem na plecach zimny dotyk dłoni Ku. Martwił się o mnie.
- Nic mi nie jest - wyburczałem, nie kryjąc zupełnie innych odczuć. Czułem dziwny niepokój, że odtąd coś pójdzie nie tak, jak powinno.
- Wiem, kotku - mężczyzna zgarnął mi kosmyk włosów za ucho, przysiadłszy się do mnie. Nawet zgarbiony i bez względu na długość nóg, był ode mnie wyższy. - Wiem - ostatnie słowo zostało wymruczane mi prosto do ucha. Nastąpiła chwila ciszy, jeśli nie liczyć odgłosów miasta za oknem i jakiegoś trzasku na parterze. W końcu postanowiłem przerwać milczenie, było przytłaczające.
- Ku? - spytałem niepewnie cichym głosem.
- Tak? - demon wymruczał leniwie, nie zmieniając pozycji. Nie byłem przekonany, że to dobry pomysł, ale skoro zacząłem rozmowę, to musiałem zapytać.
- Nie zostawisz mnie, prawda? Będziesz ze mną zawsze i nie zdradzisz mnie, tak? - wydusiłem w końcu z siebie. Czułem, jak moje policzki płoną ze wstydu, zwłaszcza po usłyszeniu pytania na głos. Miałem nadzieję, że nie zostanę opacznie zrozumiany. Chociaż, ja sam siebie chyba opacznie rozumiałem.
- Oczywiście, że nie. Będę z tobą aż do końca, gdziekolwiek by on nie był. Co się stało? - głos Ku był spokojny i miał w sobie przyjemne wibrato towarzyszące zazwyczaj niskim, cichym dźwiękom. Demon odwrócił mnie przodem do siebie i popatrzył głęboko w oczy. Odwróciłem wzrok na kant łóżka. Od pewnego czasu nie potrafiłem wytrzymać jego spojrzenia, jakikolwiek nie byłby tego kontekst. Nie do końca byłem pewny, czym spowodowana jest ta nagła niezręczność.
- Ja... - głos ugrzązł mi w gardle na moment. - Nie ruszaj się, dobrze? - poprosiłem, po czym położyłem dłoń na jego ramieniu i zbliżyłem się.
Niepewnie musnąłem jego wargi, zamykając instynktownie oczy. Wyczułem, że Ku na chwile spiął mięśnie, ale dość szybko je rozluźnił z powrotem. Pozwolił mi na delikatne zbliżenie, nie wysuwając inicjatywy ani nie przyśpieszając niczego. W końcu sam się odsunął.
Ku przyłożył trzy palce to mojego podbródka tak, żebym nie mógł ruszyć głową pomimo braku jakiejkolwiek siły demona i zbliżył się wystarczająco, bym musiał na niego spojrzeć.
- Co się stało?  Znam cię za dobrze, żeby nie wierzyć w nagły przypływ natchnienia. Kaze - mężczyzna mocno wyartykułował ostatnie słowo, wciąż przeglądając moją duszę w oczach na wylot. Czułem się jak zwierzę mające do wyboru ciasną klatkę lub pożar.
- Przestań - wyszeptałem, starając się uciec gdzieś mentalnie.
- Nie przestanę dopóki się nie dowiem, o co chodzi. Nie tym razem - demon powiedział to twardo, niemal agresywnie. Cofnąłem się jeszcze bardziej w stronę pożaru, byle jak najdalej od klatki.
- Ku... - poczułem, jak po policzku ścieka mi łza. Moje ciało przeszedł nagły dreszcz. - Ja... boję się - szarpnąłem się mocno. Demon puścił, widząc że jest to najlepszy pomysł, ale od razu przyciągnął do siebie mocno. Schowałem twarz w jego koszuli i pozwoliłem sobie na płacz. - Ja nie wiem, co się dzieje - zaszlochałem. - Zupełnie tracę nad wszystkim kontrolę. Jeśli jeszcze ty znikniesz z mojego zasięgu, to ja... - nie byłem w stanie dokończyć, wstrząśnięty kolejnym spazmem szlochu.
- Ciii, już, już - Ku pogładził mnie po plecach, delikatne muśnięcia jego palców były przyjemne i uspokajające. Zdawały się mówić, że nie jestem sam. - Zawsze będę krok za tobą.
- Ale - przerwałem mu. - krok to za dużo. Trzymaj mnie przy sobie, proszę. Nie obchodzi mnie to, czy stanę się twoim zwierzątkiem, czy nie. Już raz nim byłem, teraz mogę przynajmniej wybrać, komu chcę służyć - podniosłem głowę i popatrzyłem błagalnie na demona. W jego oczach malował się spokój i wielka mądrość. Sprawiała ona, że przestawałem się powoli bać.
- Dobrze, kotku - uśmiechnął się lekko. - Jesteś magiem, prawda? - skinąłem głową, niepewny do czego zmierza. - Znasz melodię wiatru i śpiew ptaków w lesie - ponownie zgodziłem się gestem. - Więc nigdy nie mów, że chcesz się przed kimś uniżyć i nie rób tego. Jesteś dzieckiem wiatru, miej swoją dumę z tego - Ku pocałował mnie w czoło  troską. - Służ, ale nie bądź wykorzystany, sam wykorzystuj. Jedyne, co może mieć nad tobą władzę to żywioł, który ma cię w swojej opiece. Tylko on nigdy cię nie zdradzi.
- A ty? - spytałem z nadzieją.
- A ja będę zawsze tuż za tobą, jako miecz i tacza. Jestem tylko narzędziem. Nie boisz się, że nożyczki odmówią ci posługi, więc i o mnie się nie bój.

wtorek, 4 lutego 2014

II - 2

Gdybym miał ogon, pewnie byłby on teraz podkulony między nogami. Czułem się jak szprotka wpuszczona w może pełne wielorybów. Wszyscy ludzie dookoła mnie wydawali się tacy ważni, mądrzy, szanowani i ogólnie rzecz biorąc bogaci. Zazwyczaj takie "grube ryby" nie robiły na mnie większego wrażenia, ale ich ilość i bijące z wszech stron uczucie, że dzieje się tu gdzieś właśnie coś ważnego było przytłaczające. Długie togi i białe brody mężczyzn w raczej podeszłym wieku jakby mówiły, że ich właściciele są kimś niemal boskiego intelektu i należy się za to odpowiednia temu cześć.
- Co jest? - poczułem delikatny dotyk w talii.
- Nie, nic. Po prostu mały kryzys wiary w siebie - uśmiechnąłem się, ale po oczach Ku widziałem, że nie wyszedł on najszczerzej. 
- Powinieneś być tu najpewniejszą osobą. W końcu cała ich reszta nie może się pochwalić żadną wiedzą praktyczną, prawda? A ty masz demona na potwierdzenie swoich słów - grymas na twarzy mężczyzny dodał mi otuchy. - Od razu lepiej. No, głowa do góry, ramiona proste - Ku popchnął mnie lekko do przodu.
- Może nie zauważą, że jestem tu wodorostem - zaśmiałem się z własnego żartu. Przeszliśmy przez tłum w już dobrych nastrojach.
Sądząc po wielkim planie budynku, znajdujące się przed nami drzwi były tymi właściwymi. Spojrzałem na podłogę. Cień nakładający się na mój  był oparciem, którego potrzebowałem. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem.
Po chwili odpowiedziało mi "Wejść!" głosu mocnego, przyzwyczajonego raczej do wygłaszania mów i rozpraw. Nacisnąłem klamkę i wszedłem, a za mną Ku. Jak zwykle, gdy byliśmy wśród ludzi, był milczący i niezwracający na siebie uwagi niczym, prócz podejrzliwą czujnością w spojrzeniu, jeśli ktoś popatrzył w odpowiednim momencie, gdy mężczyzna nie miał zamkniętych oczu i nonszalanckiego uśmieszku na twarzy.
- O co chodzi? - spytał mężczyzna za dość nowym biurkiem, na którym leżała jedynie gruba księga, otwarta na częściowo zapisanej stronie i metalowy kubek z siatki, a w nim trzy ołówki i pióro. Sam mężczyzna miał na sobie czerwoną togę o przyjemnie matowym odcieniu i okrągłe okulary typu lenonki, zza których patrzyły na mnie przyjazne, spokojne oczy.
- To pan zbiera informacje na temat demonów, tak? - spytałem, zaciskając mocniej palce na pasku torby.
- Owszem. Rozumiem, że pan z jakiejś wyprawy. Słucham uprzejmie - mężczyzna zachęcił mnie gestem, żebym usiadł po drugiej stronie biurka. Zrobiłem krok i usadowiłem się na skraju.
- Nie jestem pewny, jaką to ma wartość, ani co z tego jest już znane, czy wręcz zanegowane, ale... - wyciągnąłem Notatnik Demonów i położyłem go przed mężczyzną. Ten zwrócił wzrok na książkę, wziął ją w ręce, po czym zaczął przeglądać, mrucząc coś od czasu do czasu. W końcu popatrzył na mnie, jak gdyby chciał się upewnić, z kim ma do czynienia. Nie wiedziałem, czy to dobry omen, czy wręcz przeciwnie.
- To wszystko pana dzieło? - spytał w końcu po chwili milczenia.
- T-tak... - zawahałem się. Szukając ratunku spojrzałem na Ku, jak zawsze opartego o ścianę w pozie zupełnej pewności siebie graniczącej wręcz z pychą. Poczuł to bez otwierania oczu i uśmiechnął się lekko w zachęcającym geście.
- Jeżeli rzeczywiście jest to pana praca, to może się pan przyczynić do przełomowych odkryć w dziedzinie demonologii. Pan wybaczy, że jestem taki podejrzliwy, ale muszę wykluczyć ryzyko plagiatu, czy, co gorsza, kradzieży cudzej pracy życia - starzec był podekscytowany, mówił szybko i z ledwo hamowanym podnieceniem.
- Rozumiem - odpowiedziałem w końcu. - Co mogę zrobić, aby pana utwierdzić w przekonaniu o autentyczności notatnika? Jeżeli ma pan zamiar zapytać mnie, co znajduje się na jakiej stronie, to nie jestem w stanie tego dokładnie określić - powiedziałem, jakoś dziwnie odnajdując grunt pod nogami.
- Ależ oczywiście, że nie. Z resztą, byłoby to podejrzane. W końcu nic nie stoi na przeszkodzie sprawnemu umysłowi przestudiować wpierw zdobycz i zapamiętać wszystko. Ale, czy byłby pan łaskaw okazać, w ten czy inny sposób, że rzeczywiście miał pan do czynienia z tymi istotami? Rozumie pan, widzę tu między innymi ilustracje wysoko postawionych demonów, których spotkanie, nawet ze skutkiem śmiertelnym, graniczy niemalże z cudem, a są opisane z pewnością, jak gdyby znał je pan od długiego czasu. Rozumiem, że stawiam pana przed trudnym zadaniem, jednakże...
- Wystarczy tyle? - wywód naukowca przerwał Ku, pokazując na dłoni małe puchowe piórko palące się ciemnym ogniem, o wielkości płomienia kilka razy przewyższającym możliwości normalnego pierza.
- Ku, przecież tu jest sam papier! - krzyknąłem, zrywając się. Starzec też zdawał się zauważać ten fakt, ale zszedł on na drugi plan po fascynacji widzianym zjawiskiem.
- Doprawdy, nieprawdopodobne... - wyszeptał.
- Przestań! - ponowiłem rozkaz. W odpowiedzi demon uśmiechnął się do mnie pogodnie i przystawił rękę do swojego ubrania. Pomimo widocznej ingerencji płomienia w układ rękawa koszuli, materiał nie palił się. Mężczyzna w końcu zamknął dłoń, gasząc ogień.
- Nie zrobiłbym niczego, co narażałoby na pożar. Zapominasz, że mam zupełną kontrolę nad swoim wytworem - Ku z uśmiechem podał mi piórko, błękitne i w stanie idealnym. - To dla pana wystarczające potwierdzenie autentyczności, prawda? - spytał, kierując wzrok na naukowca. Starzeć energicznie pokiwał głową.
- Oczywiście, oczywiście. W życiu nie marzyłem o zobaczeniu podobnego zjawiska z bliska. Nawet najlepszym naukowcom nie udało się do tej pory odtworzyć przepływu magii używanej przez demony. Mógłbym wiedzieć, skąd pan posiada taką umiejętność? - spytał tonem dociekliwego ucznia. Ku zaśmiał się na to pytanie.
- Urodziłem się z tą wiedzą. To tak, jakby zapytać pana, kto pana nauczył widzieć, czy słyszeć.
- Więc chce pan powiedzieć, że jest pan...
- Demonem? Owszem. O ile dobrze pamiętam, to chyba na trzeciej stronie Kaze mnie rysował. Chociaż szczerze mówiąc, nie byłem wtedy w najlepszej formie - starzec nerwowo przewrócił kartki, by znaleźć rzeczoną stronę.
- Rzeczywiście... - zawahał się, patrząc na obrazek i Ku na przemian. - Choć oczy widzą, to dalej nie mogę uwierzyć...

poniedziałek, 3 lutego 2014

II - 1

Obudziłem się wypoczęty i wolny jeszcze od problemów, jakie ostatnio zrzuciły się na moją głowę. Podciągnąłem się na rękach, wyciągając spod lekkiego koca. W stolicy lato było ciepłe, dlatego nie trzeba było używać kołder. Ziewnąłem przeciągle i zamrugałem kilka razy, przeganiając ostatnie oznaki snu z mojego umysłu.
- Dzień dobry - usłyszałem. Obejrzałem się po pokoju, w którym byliśmy. Przy biurku siedział Ku, w pełni ubrany, i pisał coś drewnianym pędzelkiem maczanym w tuszu czerniawej barwy.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, wychodząc z łóżka. Podszedłem do demona i popatrzyłem przez jego ramię, chcąc zobaczyć, nad czym pracuje.
- Nie, żebym miał coś przeciwko, kotku, ale naprawdę tak bardzo cenisz moją cierpliwość? Bo ja nie posiadam na tyle optymizmu, żeby wierzyć w swoją długą samokontrolę w tej sytuacji. Ale przeszkadzać, to mi to nie przeszkadza - demon uśmiechnął w pewien szczególny sposób. Dopiero teraz zorientowałem się, co tak na prawdę zrobiłem.Odruchowo oparłem się ręką o biurko przy dłoni Ku, a że mężczyzna miał dłuższe ode mnie ręce, mój podbródek wylądował na jego ramieniu. Co gorsza, byłem jedynie w bokserkach, podkoszulku na ramiączkach i skarpetach, więc ochrona to była żadna. Odskoczyłem jak oparzony. Czułem, jak moje policzki płoną żywym ogniem.
- J-ja... przepraszam  - wyjąkałem, nie za bardzo pewny, czy powinienem się schować czy udawać martwego. Moja reakcja rozbawiła demona jeszcze bardziej.
- No już, już. Ubierz się i nie nic nie powiem - ledwo zdołał wymówić poprawnie słowa przez śmiech, rzucając we mnie jednocześnie czymś miękkim. Ściągnąłem to z głowy i zobaczyłem, że trzymam bluzkę.
- Zaraz będę - wymamrotałem, wstając i poszedłem do łazienki.
Gdy wróciłem, obrany, uczesany, umyty i w znacznie lepszej formie, demon już czekał na pościelonym łóżku. Podszedłem i osiadłem obok niego.
- Co masz zamiar teraz robić? - spytał bez cienia jakichkolwiek emocji.
- Nie jestem pewny. Siedzimy w stolicy już ponad tydzień. Nie ma mowy, żeby księżniczka nas już nie znalazła. Myślisz, że sobie mnie odpuściła? - spytałem, patrząc demonowi prosto w oczy.
- Wątpię. Bardzo przypomina mi babkę, prędzej by cię zabiła niż puściła, jeśli tylko miałaby taką możliwość. Ale sądzę, że na razie będzie się trzymać z daleka, dopóki możesz według niej pilnować swoich kroków - odpowiedział z uśmiechem zupełnie nie pasującym do słów. - Ale nie przejmowałbym się nią za bardzo, wbrew jej wyobrażeniu, władza nie daje wszystkiego. I ty chyba o tym wiesz - mężczyzna popatrzył na mnie, nie odwracając głowy w moją stronę. Kiwnąłem nieznacznie.
- Słyszałem, że Instytut zbiera informacje od ludzi "z pleneru" o demonach. Ponoć dużo płacą, może dobrym pomysłem byłoby ustawienie się jakoś - nie byłem do końca przekonany do tego pomysłu, ale i tak go wyciągnąłem.
- Jak uważasz - wzruszył ramionami. - Jestem zawsze tuż za tobą, cokolwiek byś nie robił - jego protekcjonalna odpowiedź zirytowała mnie.
- Ku! - stanąłem przed nim z rozzłoszczoną miną. Niedokładnie spięte włosy zleciały mi na oko, przesłaniając dość duże pole widzenia. - Zawsze tylko powtarzasz to samo. Naprawdę tyle by cię kosztowało powiedzenie, co naprawdę myślisz? - fuknąłem na niego.
- Jesteś pewien, że chcesz dowiedzieć się, co myślę? - spytał demon. Jego twarz była nieprzenikniona, a w spojrzeniu wciąż błyszczała iskierka rozbawienia, nie zdążając zniknąć.
- Owszem - postanowiłem tym razem nie odpuścić. Ku był zawsze fizycznie za mną, jego umysł też zdawał się gdzieś być przy mnie, ale nigdy nieuchwytny, wyślizgiwał się gdy tylko myślałem, że wreszcie uda mi się dowiedzieć, co w nim się kryje. Ja, w przeciwieństwie do tego, byłem dla niego tak przewidywalny i łatwy do rozczytania jak wielki napis na murze.
- Skoro nalegasz - demon złapał mnie nagle za łokieć i przyciągnął zdecydowanym ruchem do siebie, po czym pocałował.
- Prze... przestań! - krzyknąłem, wyrywając się.
- Chciałeś wiedzieć, o czym myślę, prawda?A ja zawsze myślę tylko o tobie i taka jest cała prawda - uśmiech na twarzy mówił więcej niż jakiekolwiek słowa wypowiedziane przed demona. Jego oczy lśniły, tym razem już inaczej. Nie byłem pewny, co to odzwierciedlało, nie mogłem z niczym skojarzyć. - Kocham cię - wyszeptał mi do ucha i pociągnął za nie zębami lekko.
- Przestań! Taką przyjemność sprawia ci poniżanie mnie i zabawa uczuciami?! - wyrzuciłem mu. Czułem, jak w  oczach zbierają mi się łzy bezsilności. Ku wydawał się być naprawdę zszokowany moimi słowami, jego oczy rozszerzyły się, a na twarzy malował się wyraz niepewności, co powinien zrobić. Wreszcie widziałem choć niektóre z jego emocji. Przez chwilę przemknęło mi, że widzę to to chcę, ale ta myśl szybko umknęła w potoku innych. - Ty nawet nie wiesz, jak się czuję upokorzony, jestem mężczyzną... - wyjąkałem, czując na policzkach pierwsze krople. Nie potrafiłem dłużej wytrzymać jego wzroku, więc odwróciłem głowę w bok, czując nagłe zainteresowanie rogiem dywanu.
- Kaze, ja... - głos mężczyzny drżał. - ja nigdy nie myślałem, że tak to odbierzesz. Przepraszam - Ku objął mnie mocno całymi rękoma i położył spuszczoną głowę na mojej klatce piersiowej. - Nawet nie wiesz, jak się teraz wstydzę tego, co zrobiłem - poczułem się głupio, patrząc na demona jak odsłania się przede mną sprzed wszystkich murów, którymi zawsze się otaczał.
- Ku... to nie jest tak... po prostu daj mi trochę czasu, dobrze? - spytałem, odchylając się nieco do tyłu. Wolną dłonią uniosłem głowę demona i pocałowałem go niepewnie w policzek. Nie miałem pojęcia, co robię, to był zupełny impuls.
- Oczywiście, Kaze - w głosie mężczyzny z powrotem pojawiła się wesoła nutka, która zawsze sprawiała, że czułem się pewniej. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. - Nie zrobię nic bez twojej zgody.


Oj, zrobiło się jakoś tak... przyjemnie. Aż się chce wracać do raportów... nie, dalej się nie chce. Ale i tak jest przyjemniej. Na koniec wrzucam małą zapowiedź tego, co będzie w sezonie 2 ( w czasie bliżej na razie nieokreślonym).

sobota, 1 lutego 2014

II - Prolog

Do Ciebie

Piszę w żalu, piszę w tęsknocie
piszę, a ptaki śpiewają na płocie
Świat wciąż szaleje, burza ludzkości
Jedyne, co pewne, to stosy kości
A ja... a ja jestem tu

Jestem tu i nic twego nie zmieni
Nie zwieją mnie wiatry, nie ulegnę zawiei
Deszcze mnie nie zmyją i ziemia nie pogrąży
Jestem tu dokąd serce moje dąży

I nawet jeśli odejdziesz do świata
Będę tu, gdzie brat kocha brata
Gdzie wilk wilkowi człowiekiem
A wszyscy młodsi są wraz z wiekiem
Gdzie muzyka sfer niebieskich
Brzmi w nieustannej radosnej pieśni
Gdzie życie śmierć zwycięża
A rycerz pokonuje bez oręża
Tu  nie walczysz wciąż z naturą
Tu góra zawsze pozostanie górą
A las lasem, bo taka jego natura
I w oddali słychać śmiech tura
Słychać też tętent pędzących koni
Których nawet długoszyja żyrafa nie dogoni
Słoń z zadartą trąbą namawia do wierzenia
A wilcza sfora poluje na marzenia
Ptaki świergoczą na szafirowym niebie
I jedyne, czego tu brak, to... Ciebie

Dzień jak zawsze, godzina piąta
Ale świat już nie tak samo wygląda
Już nie te wiatry i nie te drzewa
Już nawet ptak inaczej śpiewa
Już inna góra, inna natura
I nie ma też tego tura
Nie ma żyrafy i nie ma słoni
Zniknęło także to stado koni
Lecz póki stąd nie zniknie nadzieja
Ja jestem i nic tego nie zmienia

Jestem byłam i będę wbrew wszystkim dążeniom
Kierując się Wiarą Miłością i Nadzieją







Szukaj mnie... 

S****ó*



Jeśli ktoś chce otrzymywać informacje o nowych postach, niech poda swój namiar w komentarzu (blogowy, mailowy bądź inny).