poniedziałek, 9 czerwca 2014

IV - 1

Tak na wstępie -  jeśli ktoś nie czytał "Medalionów" Naukowskiej, to daję mal klucz do pełnego zrozumienia prologu. Głównie "Profesor Spanner", a właściwie Schpanner.

Siedziałem w salonie w nowo wykończonym dworku i czytałem książkę. Była to stara opowieść o smoku imieniem Nidhogg [tak, ten od Yggdrasil i mitologi nordyckiej], żywiącego się ciałami zmarłych na wojnie. Mimo pierwszego wrażenia była to powieść dość optymistyczna, ostatecznie smok został pokonany. Zacząłem się zastanawiać, jak powstała ta historia, a w końcu doszedłem do wrażenia, że za bardzo się przejmuję szczegółami. Odłożyłem książkę i miałem właśnie zamiar wziąć kolejną z biblioteczki, gdy rozległo się ciche, acz stanowcze pukanie i do środka wszedł służący. Skłonił się szybko i formalnie, po czym zakomunikował mi:
- Czeka na pana gość w pokoju głównym - i wyszedł. Byłem prawie pewny, kim był ten "gość".
Okazało się, że się nie myliłem. W fotelu siedziała drobna, wręcz dziecięca sylwetka niskiego i wręcz anorektycznie szczupłego mężczyzny o długich, czarnych włosach. Wystawały spomiędzy nich dwa drobne trójkąciki uszu, zakończone pędzelkami. Gdy tylko wszedłem, wstał nerwowo i ukłonił się nerwowo. Od razu wyczuwało się od niego niepewność i stres, wręcz zaraźliwe.
- Przysyła mnie pani Katze - stwierdził, dochodząc do wniosku, że powinien się wytłumaczyć. Kiwnąłem ręką, by usiadł.
- Tak, tak, wiem. Pisałem do niej pewien czas temu.
- Pani Katze pyta, czy zdecydował już pan, kogo wspomoże swoimi możliwościami podczas wojny. Chciałaby także pomóc, choć nasz ród należy do żywiołu mroku. Powiedziała, że jest to jej... - mężczyzna zawahał się, starając sobie przypomnieć jakieś trudne, ale ładne wyrażenie. - ... obowiązek sumienia pomóc dozgonnemu drogiemu przyjacielowi duszy. Tak powiedziała - jego słowa były szybkie i krótkie jak piłeczki wypuszczane wiewiórkom na szkoleniu. Uśmiechnąłem się łagodnie. Coraz lepiej wychodziła mi dyplomatyczna sztuka duchów i demonów.
- Przekaż pani Katze, że jestem wdzięczny za taką łaskę. Wolałbym, by moje słowa zostały przekazane w pełni i takie, jakie być powinny, więc pozwolisz, że dam ci list, który chciałbym jej przekazać. Niestety, nie mogę sam się do niej wybrać, choć żałuję. Sam rozumiesz, mamy tu wiele do przygotowania, zanim będę mógł odpocząć.
- O-o-oczywiście - skłonił się na siedzeniu posłaniec. Podszedłem do komody, na której leżał już przygotowany list w ozdobnej, złoconej kopercie. Nie przepadałem za przepychem, ale tek formalna prośba wymagała odpowiedniej formy.
Na kotarą nagle coś zaszumiało. Posłaniec aż podniósł się ze strachu i najeżył włosy. Podałem mu kopertę, po czym odsłoniłem postać Kage, któremu najwidoczniej zachciało się podsłuchiwać ze średnią skutecznością.
- Co tu robisz? - spytałem z westchnięciem znużenia. Chłopiec zaczął wymachiwać rękoma w zupełnie niezrozumiałej gestykulacji. - Dobra, dobra, potem mi powiesz resztę, dobrze? - przykucnąłem, by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Prosiłem cię, żebyś nie straszył ludzi, pamiętasz? Ostatnio o mało nie przyprawiłeś o zawał szanowanej kobiety. No, już, może Shiro ma trochę czasu wolnego, co? - uśmiechnąłem się, a chłopiec odwzajemnił ten gest i pokiwał skwapliwie głową, po czym wybiegł.
- Przepraszam za niego, niedawno dopiero zyskał kontakt ze światem zewnętrznym i potrafi się zachowywać jak dwuletnie dziecko - uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Nie, nie, bardzo ładny chłopiec. To pana i pana Selminushina?... Znaczy się, co ja wygaduję, przecież to niemożliwe, chyba że od kogoś, ale to nie... - zaplątał się w wyjaśnieniach.
- Spokojnie, spokojnie - zaśmiałem się. - Powiedzmy, że jest spokrewniony ze mną. Dość odlegle w linii rodowodowej, ale jednak - nie kłamałem. Gdzieś tam, tam, daleko, nasze drzewo genealogiczne musiało się łączyć. Bardzo daleko, ale jednak.
- Ach, rozumiem.
- Ależ nie rozmawiajmy teraz o takich rzeczach. Pan musi być z pewnością zmęczony, może zechciałby pan towarzyszyć mi podczas obiadu? - zaproponowałem bardziej z kultury niż rzeczywistej chęci. Zwłaszcza, że wiedziałem, iż spowoduje to rozdrażnienie Sela. Ostatnio WSZYSTKO powodowało rozdrażnienie Sela, a już zwłaszcza nieznane osoby, pojawiające się podczas jego nieobecności. Miałem jednak nadzieję, że obyłoby się bez takich pokazów zazdrości, czy cokolwiek to było.
- Nie , nie, muszę się śpieszyć do pani Katze - uśmiechnął się posłaniec wymijająco. - Jeśli pan pozwoli - ukłonił się i wyszedł. Słyszałem, jak przystanął za drzwiami i odetchnął głęboko. Chwilę po zniknięciu kota, w drzwiach pojawił się służący.
- Wszystko w porządku, panie? - spytał. Wydawało mi się, że w jego głosie słyszę autentyczną troskę.
- Oczywiście, czemu miało by takie nie być? - uśmiechnąłem się uspokajająco. - Sel już wrócił? - spytałem, zmieniając temat.
- O ile mi wiadomo, nie. Ale mogę to jeszcze sprawdzić - oznajmił, ale machnąłem ręką przecząco, po czym wróciłem do salonu, by znaleźć sobie nową książkę do czytania.



Treść listu [fragmenty]

Droga Katze!
Mam nadzieję, że ten list dotrze do Ciebie jak najszybciej. Spytałbym o Twe zdrowie, lecz jestem pewny, że ktoś taki jak Ty z pewnością jest w dobrej formie. Dziękuję Ci bardzo za chęć pomocy, jestem za nią wdzieczny i obiecuję odwzajemnienie, jeśli tylko będę w stanie. [...]
Co do naszej uwczesnej rozmowy, to muszę cię poinformować o wnioskach z niej wyciągniętej. Możliwe, że w momencie, kiedy to czytasz, nie Jesteś już jedyną osobą, jaka o tym wie, jednak moim zamiarem było, być Była tą pierwszą. Sama rozumiesz moje zmieszanie i niepewność, jednak jestem przekonany, że moja decyzja jest właściwa. Żywię nadzieję, że ją zrozumiesz. Jeśli jednak Jesteś jej przeciwna, z chęcią przyjmę swój błąd. [...] Wojna jest miejscem nienawiści i poróżnienia. Pochłania tysiące istnień, z których żadne nie jest winnne zaistniałej sytuacji, przed jaką postawił ich los i zwierzchnicy. To na ich rękach spoczywa odpowiedzialność za tragedie wielu rodzin i jej skutki [...]dlatego też za słuszne uznałem przeciwstawienie się temu kręgowi nienawiści i pomoc wszystkim, którzy jej będą potrzebować i pragnąć. Jeśli zechcesz wspomóc mnie, przyjmę z wdzięcznością wszelką formę wsparcia, choćby tą najmniejszą na dług wieczysty. Czuję się zobowiązany [...] stworzyć choć niewielką ostoję dla tych, którzy, niewinni obecnym czasom, stracili spokój, domr, zrowię, czy rodzinę. [...]
Z niecierpliwością czekam na odpowiedź.
Zawsze wierny
Minstrel

piątek, 6 czerwca 2014

IV - 0

Siedział rozparty na wysłużonym krześle, skrzypiącym przy najmniejszym choćby poruszeniu. Na szczęście ruszał się niedużo, było mu tu wygodnie. Można by powiedzieć, że za wygodnie, jak na otoczenie. Miał nie więcej jak trzydzieści lat, jego skóra jeszcze opierała się zmarszczkom. Miał lśniące włosy, wypielęgnowane palce o równo przyciętych paznokciach i bieluteńkie zęby. Budził we mnie wręcz przerażenie, ale i odrazę.
- A jak to było z więźniami? - spytałem. Było to już kolejne z pytań o podobnej tematyce. Odpowiadał na wszystkie, czasami aż za dokładnie, jak na mój gust. Ale nie miałem na co narzekać, był jednym z nielicznych, od których mogłem się czegokolwiek dowiedzieć.
- Znaczy się tymi branymi z wojny, tak? - spytał się, upewniając. Kiwnąłem głową. - A, to różnie. Jak się nie nadawali do niczego, to ich braliśmy do szpitala. Tam główny lekarz miał taką dużą strzykawkę i pobierał krew. Może z litr od każdego, może trochę więcej. A potem... potem, to nie wiem. Ale słyszałem, że czasem wydział chemiczny narzekał na wysuszony materiał, więc to może to - stwierdził z niekłamaną niepewnością w głosie. Opowiadał prawie jak o wczorajszym obiedzie, czy malowaniu płotu. To, co mnie uderzyło, to słowo "materiał".
- Mówisz o ciałach, tak? - spytałem ostrożnie, a ten przytaknął.
- No, tak. Z czegoś żyć trzeba, nie? A chemia i alchemia ostatnio bardzo dochodowe są, wiadomo, nie ma kto się ziemią zająć, to jakoś trzeba. Ale jak już mówiłem, jak kto był chory, ranny, czy słaby, to szedł na materiał. A jak zdrowy, to pracował. U nas pegazy na front są potrzebne, więc coś wymyślić trzeba było. Co prawda, dużo trzeba było ich, ale nie mieliśmy problemu, około tysiąca na tydzień wchodziło, więc do pracy była stała liczba, jakoś starczało.
- Ile pracowali?
- Ile trzeba było. Ze dziesięć godzin tak na mniej więcej. Czasem nawet zdarzał się jakiś dzień wolny, ale to rzadko. Bo przecież zawsze się znalazła jakaś potrzeba - wzruszył ramionami, jak gdyby było to coś oczywistego. - A, jeszcze kobiety czasem były - dodał, jak gdyby dopiero teraz mu się przypomniał ten szczegół. - Ale rzadko, więc były dość cenne. Z tego, co wiem, to niektórzy generałowie jakoś zdobyli po trzy, cztery. Ale ja dostałem tylko jedną, i to taką niewyrobioną. Czasami, to aż musiałem zmieniać plany, żeby nie było skarg z góry. Wiesz, każdy chciał mieć u siebie ciszę i spokój, a nie jakieś wrzeszczenie i ja się im nie dziwiłem.
- Co się stało z nieżywymi? Grupa poszukiwawcza nie znalazła ani jednego grobu.
- Jakiego grobu? U nas nic się nie marnowało. A przynajmniej tak mówią. Ja w każdym razie nie słyszałem, żeby coś wyszło poza hale pobytowe, gdzie ich trzymaliśmy - na chwilę odebrało mi mowę, nie potrafiłem wydobyć z siebie najcichrzego choćby głosu. W końcu zapytałem słabo.
- Nie przeszkadzało wam sumienie? Jakaś chęć pomocy więźniom, cokolwiek, by im ulżyć?
- Nie, a po co? - nie wytrzymałem. Na chwiejnych nogach wyszedłem. Przed drzwiami na korytarzu stał Sel, dość zaniepokojony moim szybkim pojawieniem się. Przez chwilę straciłem równowagę, na szczęście zdążył mnie złapać. O nic nie pyał, na szczęście.
- Idź się przespać, chociaż trochę odpoczniesz - wyszeptał mi do ucha i pocałował delikatnie w czoło. Wzdrygnąłem się na ten gest, jakoś dziwnie obrzydzony własnym dobrobytem. Uciągnąłem poluźniony bandaż na szyi i odszedłem do swojego pokoiku, ale nie mogłem już spać...

niedziela, 1 czerwca 2014

Bezpieczne Wakacje 2

Dziś dzień dziecka, 1-szy czerwca, imieniny... a z resztą, kogo to obchodzi. zapowiedziałam, tak też się stało - ruszyła strona bezpiecznewakacje.pl i będzie otwarta aż do 30 czerwca, jak czytamy w głównej informacji.
Jako, że jestem graficzką z powołania i urojenia, pozwolę sobie trochę opisać moje wrażenia wizualne.
1. Nagłówek - niby pasuje, ale osobiście chyba wyrzuciłabym chyba na środek, zwłaszcza, że jest dość nierównomierny. Zastanawia mnie, gdzie robili to zdjęcie, bo że nad Bałtykiem, to nie uwierzę. Ale przecież nie tylko w Polsce trzeba zachować ostrożność, może się za bardzo czepiam.
2. Nawigacja - na początku było lekkie wow, świetne rozwiązanie. W oczach już widzę pomysł, jak można to zaprogramować w CSS, ale mniejsza w z tym. podoba mi się zwłaszcza kolorystyka, niby kontrastująca z "chmurkowym" tłem, a jednak bardzo pasująca. I zaokrąglenia, nieostre rogi zawsze jakoś tak tworzą przyjemniejszą atmosferę jak kantówki. Jakoś tak mniej sucho jest. Humor poprawił mi symbol :D, więc jak widać, można. Tylko ten plusik tak jakoś... Czepiam się. Jak już powiedziałam - na początku. Troszkę zdębiałam, widząc drugie menu. Może i ostatnio modne jest wrzucanie sto pięćdziesiąt różnych klasyfikacji, podziałów i innych, ale i tak. Kojarzy mi się bardzo z blogowym archiwum i chyba tym właśnie jest, tylko na własnej domenie. No, ale przynajmniej dobrze wygląda jak już zjedziemy niżej.
3. Dobra, idziemy dalej. Weszła nam góry, a tak jakieś podstawowe, niby wałkowane już sto razy, a jednak zawsze umykające informacje i zdjęcia... każde inaczej ustawione. Niektóre wrzucone w tekst opływająco, niektóre żyjące własnym. Osobiście uważam, że to lekka niekonsekwencja albo niedopracowanie, ale pewnie tak miało być, a ja się nie znam. Ze zdziwieniem zauważam, że strona z profesjonalną obsługą nie ma tekstów wyjustowanych. Dla oburzonych moją uwagą - znajdźcie jakąkolwiek książkę bez wyrównania obustronnego. Wątpię, że znajdziecie. Mi przez cały czas pracy na księgozbiorze w bibliotece się nie udało, ale pewnie źle szukałam.
4. Numery alarmowe... są. Drobnym druczkiem na samym dole i łatwo je pomylić z notką o prawach autorskich, ale są, nie można nic powiedzieć. Niektóre są powtórzone w notatkah, ale jakoś tak się zbytnio nie wybijają, jeśli mam być szczera.

Zamieszczam odnośnik do strony, zainteresowanych zapraszam. A jak wasze wrażenia merytoryczne i optyczne?