Tak sobie patrzę i patrzę... i dochodzę do wniosku, że zbliżamy się do końca serii III. Proszę nie płakać, było miło, ale się prawie skończyło i te sprawy. A że koniec czegoś zawsze oznacza początek innego czegoś, to macie prawo twierdzić, że seria IV nastanie potem. Powiem więcej: ja też tak twierdzę. Chyba, że przez najbliższy tydzień wybuchnie trzecia wojna światowa, apokalipsa czy epidemia rzeżączki. Ale nie zapowiada się i oby świat się trzymał tego toku wydarzeń. A po co ja w ogóle o tym mówię? Bo mam kolejny wielki plan, który pewnie znowu nie wypali - zwerbować drugiego pisarza. Ostatnio też miałam, tak nawiasem mówiąc, a dwugłosu narracyjnego nie widać, jeśli się pominie moją zachwianą osobowość i uzna jako jedną. Tak więc: do piór rodacy, bo nie znajdę dla was pracy. Acha, jeszcze jedno. Planuję zgłosić bloga do konkursu, dlatego w najbliższym czasie (czyli znając życie w przerwie między serią, bo powtórek puszczać nie będę, nie jestem TVN) pojawi się kilka postów o bezpieczeństwie i higienie wakacji i innych takich. Byłabym wdzięczna, gdyby jakiekolwiek zainteresowanie się pojawiło tematem ;P. No, ale nie ubiegajmy faktów, bo ja z biegania jestem słaba, lepiej będę robić, co mi wychodzi, a potem się zobaczy. I jeszcze jedno ogłoszenie, bo mi się właśnie przypomniało. Będzie już bardziej o opowiadaniu, więc uznajmy, że to planowane płynne przejście. Ostatnio przeglądałam internety jak mam to robić w zwyczaju i natknęłam się na pewne cudo nad cudami: wypisz, wymaluj, Shiroken. Dlatego stwierdziłam, że skoro mi się spodobało, to wam może też (od razu mówię, że osobiście nie znam, lokowanie produktu było wcześniej):
Obudziłem się spokojny i odprężony. Coś łaskotało mnie po włosach. Obróciłem głowę i zobaczyłem leżącego za sobą Sela. Mężczyzna był w nader dobrym humorze.
- Mój mały śpiący królewicz już się obudził? - spytał miękkim głosem. W odpowiedzi ziewnąłem lekko. - Doprawdy, nigdy bym nie pomyślał, że jesteś w stanie zrobić to, co zrobiłeś wczoraj. Jestem naprawdę pod wrażeniem, żadna kobieta nigdy nie sprawiła mi tyle przyjemności.
Tak, nareszcie moje cudo. Kilka błądków jest, ale przemilczmy je milczeniem, może się wystraszą |
- O czym ty mówisz? - odsunąłem się jak oparzony. Nie byłem pewny, co mnie bardziej w tej chwili przeraziło: to, że zostałem porównany do kobiety, czy to, że nie miałem pojęcia, o czym mówi Sel. Nie pamiętałem nic z ubiegłej nocy. No, jeśli nie liczyć tego, że rozpętałem mała wojnę klanową, ratując demona od szubienicy, a potem Valtrana zaprosił nas na "kieliszeczek" jarzębiaczku, który, jak dobrze wiadomo, jeszcze nikomu nie zaszkodził, a wręcz ma właściwości lecznicze [kompilacja "Świata według Kiepskich" i "Rodziny zastępczej"]. A dalej czarna dziura. Pamięć jest jakaś dziwna, zapamiętuje to, co chce. Chyba robi to wybiórczo. Tylko jak wybiera rzeczy, które potem pamięta, a które nie...? [parafraza cytatu A. Christie "Noc i dzień"]
Spojrzałem przestraszony na demona. Jego mina mówiła sama za siebie. Nerwowo poklepałem się po biodrze, resztkami zdrowego rozsądku planując zapytać Kage. Co ja mówię, zdrowego rozsądku... zdziwiłbym się, gdyby mi odpowiedział niemy chłopiec. Ja już naprawdę głupieję. Ale co poradzę, skoro na samą myśl o tym, co tam się mogło dziać, stawały mi włosy na karku.
- Przestałbyś straszyć dzieci, żigolo z alei wiązów... - prychnął nagle ktoś zza moich pleców.Był to Shiroken, oparty o ścianę i z gumą w ustach. W odpowiedzi Sel posłał mu oschłe spojrzenie.
- Sprawdź, czy cię nie ma za drzwiami - syknął, po czym zgarnął włosy z mojego czoła. - Nie przejmuj się nim, czasami jest taki niedelikatny - powiedział, gdy mężczyzna zniknął za drzwiami i uśmiechnął się, po czym zbliżył do mnie.
- Ja jednak wolałbym posłuchać go, może wreszcie się dowiem, co przegapiłem - stwierdziłem, odchylając się do tyłu. Siedziałem już na skraju łóżka, a gdybym w tym momencie stracił równowagę, to z hukiem wylądowałbym na drewnianej posadzce.
- A ile pamiętasz, kotku? - spytał demon, nie przejmując się moim położeniem. Byłem pewny, że planował mnie w razie czego złapać i "ułożyć" tak, jak było mu to wygodne,
- Ceremonię, przejażdżkę do Valtrany i pierwszy kieliszek... nie, w sumie, to dwa - przyznałem nieco zawstydzony. Nałogowym cokolikiem nie byłem, ale żeby już po dwóch kieliszkach wina odlecieć zupełnie...
- To z grubsza pojęcie masz - uśmiechnął się tajemniczo Sel. Spojrzałem na niego oczami pytającymi "A potem...?" - A potem wziąłem cię na ręce i położyłem do łóżka, umiem się choć tyle pohamować - zaśmiał się. Trochę mnie to uspokoiło, choć nie do końca. Dalej nie wiedziałem, o czym przed chwilą mówił Sel. - Nie o to mi chodziło, kotku, nie martw się. Możesz mi wierzyć, że pierwszy raz będzie czymś, czego nie pozwolę ci na długo zapomnieć. A już na pewno nie w przeciągu jednej nocy.
- Więc o czym ty do cholery mówisz? - spytałem, tracąc cierpliwość. Moja reakcja wywołała śmiech demona.
- Kotek ma pazurki? - spytał, przyciągając mnie do siebie zaborczo i ciągnąc za ucho zębami. - Chcesz wiedzieć? - wyszeptał mi do samego ucha. - Nikt, kogo do tej pory spotkałem nie poświęciłby siebie, żeby mnie ratować. A możesz mi wierzyć, że gdybym dostał monetę za każdym razem, gdy jakaś kobieta twierdziła, że mnie kocha, to pływałbym już w pieniądzach, gdziekolwiek bym był. Poza tym, wiem, że może nie powinienem wykorzystywać tego, że byłeś pijany, ale przynajmniej nie pamiętasz - ostatnie zdani zostało wypowiedziane zdecydowanie ciszej i szybciej.
- Czego nie pamiętam? - spróbowałem się wyrwać, ale Sel nawet nie wysilając się zbytnio był zdecydowanie silniejszy ode mnie.
- Tego - mężczyzna przejechał palcem po całym moim ramieniu. Spróbowałem odwrócić głowę w tamtym kierunku, a Sel tym razem nie uniemożliwił mi tego. Na całej długości aż do kilku centymetrów przed łokciem ciągnął się czarny wzór pawia. Nie byłem pewny, jak powstał. - W normalnych warunkach pewnie do teraz piszczałbyś z bólu pod wpływem dotyku, czy ruchu skóry, ale na szczęście alkohol zredukował odczuwanie nerwów i przy okazji nie pamiętasz tego. Wzór jest wypalony - dodał, jak gdyby tak zupełnie na marginesie.
- Jak to: wypalony? - spytałem, patrząc demonowi prosto w oczy. Ten westchnął.
- Jeśli ktoś wpisuje się w naszą rodzinę, musi przyjąć nasz herb. Normalnie feniksy posiadają go od dziecka i pojawia się tylko wtedy, gdy używają dużej ilości magii za jednym razem. Ale dla osób z zewnątrz musi upłynąć trochę czasu, zanim organizm przyjmie taką zmianę. Dlatego przez najbliższy czas bardziej widoczny już być nie będzie mógł - demon mówił miękkim głosem, chcąc mnie uspokoić w razie potrzeby. Rzeczywiście, było to dla mnie lekkim szokiem. - Nie martw się, jak chcesz, mogę polecić służbie, żeby przygotowała ci ubrania wyłącznie z długim rękawem. Bo podejrzewam, że nie masz zamiaru paradować codziennie w tym, w czym byłeś wczoraj - zdziwiła mnie aluzja do tego.
- Właśnie, kim właściwie jest ten Andu, o którym tyle słyszałem wczoraj?
- Andu był pierwszym ludzkim królem, którego portal dopuścił do naszego wymiaru. Było to ciągle w czasach, gdy cztery frakcje żywiołów trwały w permanentnej wojnie miedzy sobą. Dopiero on nas zjednoczył, za co został mianowany Królem Czterech Żywiołów. Ale ta pozycja zaniknęła po jego śmierci, więc nie spotkasz dziś nikogo o tym tytule.
- Jak dawno to było? - spytałem.
- Bardzo. Pierwyj był wtedy jeszcze szczeniakiem, gdy Andu przyszedł. Hikujaku też zresztą było ładnych kilka pokoleń wstecz jak teraz. Z żyjących aktualnie, to zgaduję, że pamiętają go tylko Pierwyj, duchy pierwszych dwóch generacji i może Bastet wraz z kilkoma przywódcami z Czterech Gór, nikt więcej.
Nastąpiła cisza. Nie słyszałem nawet odgłosów życia z zewnątrz. Widocznie świat stwierdził, że wolno mówić tylko o tym, o czym się wie [parafraza cytatu - K. Capka] Wtuliłem się mocniej w silny tors Sela, rozkoszując chwilą. Nagle przypomniałem sobie o Kage.
- Pamiętasz, co wczoraj miałem na sobie? - spytałem w końcu, czując się trochę winnym, że niszczę tak przyjemną atmosferę.
- Oczywiście, że tak, Rene - odpowiedział mi demon ciepłym głosem, z moim ukochanym vibrato. - Coś się stało?
- Gdzie teraz jest sztylet, który miałem przy sobie? - spytałem, odpychając się na wyprostowanych rękach od klatki piersiowej demona. Specjalnie przekłamałem rzeczywistość, mówiąc o wachlarzu jako o sztylecie.
- O ile dobrze pamiętam, to tam, gdzie reszta - w pokoju obok - stwierdził, wskazując mi ręką kierunek. Wstałem, ku zdumieniu mężczyzny i poszedłem do drugiego pomieszczenia, momentami chwiejnym krokiem. Po pierwsze, dlatego że alkohol z wczoraj najwyraźniej jeszcze we mnie był pomimo braku oznak cichego mordercy, a po drugie, dlatego, że nierozruszane jeszcze po śnie mięśnie miały lepszy pomysł na spożytkowanie czasu wolnego.
Kage leżał położony na stoliku w półmroku. Poza tym, w pomieszczeniu stała jeszcze mała prycz i rozwieszony na stojaku jak kimono strój z wczoraj. Oświeciłem światło i wziąłem go do ręki.
- Wracaj - poleciłem krótko z pewną czułością. Wachlarz w mojej ręce zawirował, rozpłyną się i po chwili stał obok mnie chłopiec w białej koszuli. Był uśmiechnięty i w wyraźnie lepszej kondycji, jak wczoraj.
- Jak wrażenia? - spytałem miękko. Odpowiedział mi jeszcze szerszy śmiech. Chłopiec wykonał kilka ruchów rękoma, ale nie wiedziałem, co one oznaczają. Kage zorientował się dość szybko. Wskazał na mie, potem na drzwi, a następnie przechylił nieco głowę na bok. - Co, czy ja i Sel... Nie, co ci przyszło do głowy! - byłem zszokowany, jak takie dziecko może myśleć w tym kierunku tak lekko. Moja reakcja wzbudziła śmiech u Kage. Był to naprawdę czarujący widok - chłopiec trzęsący się ze śmiechu i zakrywający sobie usta ręką, pomimo, że żaden dźwięk nie ujrzał światła dziennego. Gdy już się uspokoił, zaczął wykonywać kolejną sekwencję ruchów, ale przypomniał sobie, że go nie rozumiem i przestał. Wskazał na siebie, moje biodro i machnął rękoma niczym mieczem. - Czy będę walczył z twoją pomocą? - chłopiec pokiwał przecząco głową i zastanowił się, po czym wskazał palcem na ścianę. Wisiał tam stary, stylizowany zegar. - Kiedy? - chłopiec przytaknął. - No, nie wiem, mam nadzieję, że nigdy. Oj, nie, nie - sprostowałem, gdy zobaczyłem zawiedzioną minę. - Chodzi mi o to, że wolałbym nigdy nie musieć walczyć, jestem raczej pacyfistycznie nastawiony do wszystkiego, co się rusza. Ale jest to raczej niemożliwe, więc liczę na twoją pomoc - uśmiechnąłem się a Kage odwzajemnił to. Wskazał na siebie palcem, po czym "rozciął się" na przedramieniu niewidocznym nożem i przyłożył drugą rękę w tym miejscu. - Nie rozumiem... - zawahałem się. Chłopiec wskazał na siebie, po czym przyłożył rękę ponownie do "rany". - Ty... potrafisz leczyć rany, dobrze rozumiem? - spytałem nieco marszcząc brwi. Chłopiec przyznał mi rację. - W takim razie tym bardziej mam nadzieję, że mi pomożesz - Kage poszedł do mnie i przytulił się, obejmując mnie na wysokości swoich ramion, czyli mniej więcej dziesięć centymetrów nad pępkiem. Położyłem rękę na jego głowie.
I w tym właśnie momencie drzwi się otworzyłe i wszedł przez nie Sel.
- Co... co tu się dzieje? I, co chyba ważniejsze, kto to jest, jeśli można wiedzieć? - same słowa miały neutralny wydźwięk, ale chłodny ton i spojrzenie zimniejsze od lodu były przerażające. Zupełnie jak wtedy, w celi. Kage schował się za mnie, przestraszony.
- Tylko spokojnie, Sel, to nie to, co... - zacząłem, ale demon mi przerwał.
- A co ja niby myślę? Że ktoś, kto wczoraj ślubował mi wierność spotyka siępod moim nosem z jakimś szczeniakiem? Że przegrałem z dzieckiem, które nie potrafi nawet samo ustać na wietrze? Lepiej miej dobrą wyobraźnię... - był wściekły.
- ... albo po prostu strzelę ci w łeb i się uspokoisz - prychnął Shiroken, wychodząc z cienia. Nie zauważyłem go przez cały ten czas. Mężczyzna podszedł do nas i kucnął, wyciągając ręce w kierunku Kage. Chłopiec bez wahania wtulił się w niego. - Nie bój się, jedyne zestawienie jego ze słowem "straszny" to straszny zrzęda. A ty byś się wstydził - zwrócił się do Sela. - Wczoraj chciałeś być powieszony, byleby nie mieszać Rene w swoje porachunki, a dziś szczekasz na niego jak jakiś kundel z nadpobudliwością. Zastanowiłbyś się chociaż przez chwilę. Chyba od razu widać, że to tylko dziecko - byłem zdziwiony "matczynym" instynktem Shirokena.
- Więc jak mi wytłumaczysz to, że tu był? Co, Minstrelu? - wiedziałem, że specjalnie użył mojego tytułu. Westchnąłem i wyszeptałem imię Kage na tyle cicho, żeby go nie mógł usłyszeć, po czym dodałem "chodź, mały". Kage już po chwili leżał w mojej ręce jako wachlarz. Specjalnie nie wyciągałem go jednak z pochwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz