wtorek, 4 lutego 2014

II - 2

Gdybym miał ogon, pewnie byłby on teraz podkulony między nogami. Czułem się jak szprotka wpuszczona w może pełne wielorybów. Wszyscy ludzie dookoła mnie wydawali się tacy ważni, mądrzy, szanowani i ogólnie rzecz biorąc bogaci. Zazwyczaj takie "grube ryby" nie robiły na mnie większego wrażenia, ale ich ilość i bijące z wszech stron uczucie, że dzieje się tu gdzieś właśnie coś ważnego było przytłaczające. Długie togi i białe brody mężczyzn w raczej podeszłym wieku jakby mówiły, że ich właściciele są kimś niemal boskiego intelektu i należy się za to odpowiednia temu cześć.
- Co jest? - poczułem delikatny dotyk w talii.
- Nie, nic. Po prostu mały kryzys wiary w siebie - uśmiechnąłem się, ale po oczach Ku widziałem, że nie wyszedł on najszczerzej. 
- Powinieneś być tu najpewniejszą osobą. W końcu cała ich reszta nie może się pochwalić żadną wiedzą praktyczną, prawda? A ty masz demona na potwierdzenie swoich słów - grymas na twarzy mężczyzny dodał mi otuchy. - Od razu lepiej. No, głowa do góry, ramiona proste - Ku popchnął mnie lekko do przodu.
- Może nie zauważą, że jestem tu wodorostem - zaśmiałem się z własnego żartu. Przeszliśmy przez tłum w już dobrych nastrojach.
Sądząc po wielkim planie budynku, znajdujące się przed nami drzwi były tymi właściwymi. Spojrzałem na podłogę. Cień nakładający się na mój  był oparciem, którego potrzebowałem. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem.
Po chwili odpowiedziało mi "Wejść!" głosu mocnego, przyzwyczajonego raczej do wygłaszania mów i rozpraw. Nacisnąłem klamkę i wszedłem, a za mną Ku. Jak zwykle, gdy byliśmy wśród ludzi, był milczący i niezwracający na siebie uwagi niczym, prócz podejrzliwą czujnością w spojrzeniu, jeśli ktoś popatrzył w odpowiednim momencie, gdy mężczyzna nie miał zamkniętych oczu i nonszalanckiego uśmieszku na twarzy.
- O co chodzi? - spytał mężczyzna za dość nowym biurkiem, na którym leżała jedynie gruba księga, otwarta na częściowo zapisanej stronie i metalowy kubek z siatki, a w nim trzy ołówki i pióro. Sam mężczyzna miał na sobie czerwoną togę o przyjemnie matowym odcieniu i okrągłe okulary typu lenonki, zza których patrzyły na mnie przyjazne, spokojne oczy.
- To pan zbiera informacje na temat demonów, tak? - spytałem, zaciskając mocniej palce na pasku torby.
- Owszem. Rozumiem, że pan z jakiejś wyprawy. Słucham uprzejmie - mężczyzna zachęcił mnie gestem, żebym usiadł po drugiej stronie biurka. Zrobiłem krok i usadowiłem się na skraju.
- Nie jestem pewny, jaką to ma wartość, ani co z tego jest już znane, czy wręcz zanegowane, ale... - wyciągnąłem Notatnik Demonów i położyłem go przed mężczyzną. Ten zwrócił wzrok na książkę, wziął ją w ręce, po czym zaczął przeglądać, mrucząc coś od czasu do czasu. W końcu popatrzył na mnie, jak gdyby chciał się upewnić, z kim ma do czynienia. Nie wiedziałem, czy to dobry omen, czy wręcz przeciwnie.
- To wszystko pana dzieło? - spytał w końcu po chwili milczenia.
- T-tak... - zawahałem się. Szukając ratunku spojrzałem na Ku, jak zawsze opartego o ścianę w pozie zupełnej pewności siebie graniczącej wręcz z pychą. Poczuł to bez otwierania oczu i uśmiechnął się lekko w zachęcającym geście.
- Jeżeli rzeczywiście jest to pana praca, to może się pan przyczynić do przełomowych odkryć w dziedzinie demonologii. Pan wybaczy, że jestem taki podejrzliwy, ale muszę wykluczyć ryzyko plagiatu, czy, co gorsza, kradzieży cudzej pracy życia - starzec był podekscytowany, mówił szybko i z ledwo hamowanym podnieceniem.
- Rozumiem - odpowiedziałem w końcu. - Co mogę zrobić, aby pana utwierdzić w przekonaniu o autentyczności notatnika? Jeżeli ma pan zamiar zapytać mnie, co znajduje się na jakiej stronie, to nie jestem w stanie tego dokładnie określić - powiedziałem, jakoś dziwnie odnajdując grunt pod nogami.
- Ależ oczywiście, że nie. Z resztą, byłoby to podejrzane. W końcu nic nie stoi na przeszkodzie sprawnemu umysłowi przestudiować wpierw zdobycz i zapamiętać wszystko. Ale, czy byłby pan łaskaw okazać, w ten czy inny sposób, że rzeczywiście miał pan do czynienia z tymi istotami? Rozumie pan, widzę tu między innymi ilustracje wysoko postawionych demonów, których spotkanie, nawet ze skutkiem śmiertelnym, graniczy niemalże z cudem, a są opisane z pewnością, jak gdyby znał je pan od długiego czasu. Rozumiem, że stawiam pana przed trudnym zadaniem, jednakże...
- Wystarczy tyle? - wywód naukowca przerwał Ku, pokazując na dłoni małe puchowe piórko palące się ciemnym ogniem, o wielkości płomienia kilka razy przewyższającym możliwości normalnego pierza.
- Ku, przecież tu jest sam papier! - krzyknąłem, zrywając się. Starzec też zdawał się zauważać ten fakt, ale zszedł on na drugi plan po fascynacji widzianym zjawiskiem.
- Doprawdy, nieprawdopodobne... - wyszeptał.
- Przestań! - ponowiłem rozkaz. W odpowiedzi demon uśmiechnął się do mnie pogodnie i przystawił rękę do swojego ubrania. Pomimo widocznej ingerencji płomienia w układ rękawa koszuli, materiał nie palił się. Mężczyzna w końcu zamknął dłoń, gasząc ogień.
- Nie zrobiłbym niczego, co narażałoby na pożar. Zapominasz, że mam zupełną kontrolę nad swoim wytworem - Ku z uśmiechem podał mi piórko, błękitne i w stanie idealnym. - To dla pana wystarczające potwierdzenie autentyczności, prawda? - spytał, kierując wzrok na naukowca. Starzeć energicznie pokiwał głową.
- Oczywiście, oczywiście. W życiu nie marzyłem o zobaczeniu podobnego zjawiska z bliska. Nawet najlepszym naukowcom nie udało się do tej pory odtworzyć przepływu magii używanej przez demony. Mógłbym wiedzieć, skąd pan posiada taką umiejętność? - spytał tonem dociekliwego ucznia. Ku zaśmiał się na to pytanie.
- Urodziłem się z tą wiedzą. To tak, jakby zapytać pana, kto pana nauczył widzieć, czy słyszeć.
- Więc chce pan powiedzieć, że jest pan...
- Demonem? Owszem. O ile dobrze pamiętam, to chyba na trzeciej stronie Kaze mnie rysował. Chociaż szczerze mówiąc, nie byłem wtedy w najlepszej formie - starzec nerwowo przewrócił kartki, by znaleźć rzeczoną stronę.
- Rzeczywiście... - zawahał się, patrząc na obrazek i Ku na przemian. - Choć oczy widzą, to dalej nie mogę uwierzyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz