Dookoła było ciemno. Początkowo pomysł wyjechania w nocy nie podobał mi się, jednak ostatecznie zgodziłem się na niego. Wierzyłem, że demon wie, co robi. Nie miałem podstaw, by nie wierzyć w to.
- Wszystko w porządku, Kaze? - usłyszałem za sobą męski głos. Przytaknąłem nieznacznie. - Myślałem, że gorzej przeżyjesz ucieczkę - demon za mną zaśmiał się. Obróciłem głowę w jego kierunku, podpierając się ręką o siodło, by nie spaść. Koń, który nas niósł, karus o obco brzmiącym imieniu Rebiata, wyczuł to najwyraźniej, bo zarzucił łbem.
- Dlaczego tak twierdzisz? Sam się zdecydowałem na wyjazd. Poza tym, nie uciekamy - stwierdziłem i pocałowałem mężczyznę w policzek.
Przez ostatnie pół roku w stolicy dość dużo się zmieniło w naszych stosunkach. Po pierwsze, przestałem go nazywać Ku, imieniem nadanych jeszcze w okresie, gdy był dla mnie zwykłym średnio pojętnym pawiem o właściwościach samozapalnych i irytującym stylu bycia. Było ono jak gdyby zaprzeczeniem, że demon posiadał swoje człowieczeństwo na długo przede mną i przywodziło mi na myśl niewolników sprzedawanych na Wielkim Targu. Mężczyzna nalegał, że Seleminushin jest imieniem tyle długim, co niewygodnym i wolałby, bym o nim jak najszybciej zapomniał, więc w ostateczności skończyliśmy na "Sel'u". Ja z resztą też zyskałem nowy przydomek. Poza zwyczajowym już "kotkiem" czy Kaze, Sel zaczął używać Minstrela, mojego tytułu jako Ducha Trzeciej Generacji, a gdy zauważył, że nie cieszy się to moim entuzjazmen, przeszedł na Rene, znaczące dokładniej to samo, jedynie w innym języku.
Poza kwestią nazewnictwa, wreszcie zaakceptowałem swój własny stan emocjonalny. I choć, muszę przyznać, dalej nie czułem się na siłach by rozpocząć swoje życie łóżkowe, to nie protestowałem przy sporadycznych pocałunkach, czy innych niedwuznacznych gestach. Zacząłem to też wykorzystywać w mniej lub bardziej oficjalnych spotkaniach z dziennikarkami, czy studentkami, których głównym celem nie było zdobycie wiedzy lub materiału do gazety. Demon nie protestował przeciwko używaniu go jako straszaka na kobiety. Co więcej, zaczęło stanowić dość dobrą rozrywkę.
- Jak więc nazwiesz nocną wyprowadzkę bez uzgodnienia jej z nikim? - na twarzy Sela zagrał przebiegły półuśmieszek. Widziałem to, bardziej wyostrzonymi przez trening zmysłami dotykiem powietrza, niż oczyma.
Pół roku temu dowiedziałem się, że nie jestem zwykłym człowiekiem. I choć początkowo dość długo uciekałem przed konsekwencjami tej wiedzy, w końcu rozpocząłem podstawowy trening pod czujnym okiem demona oraz towarzyszącego mi symurga Kiryuu, który jako jedyny mógł się pochwalić wśród naszej trójki praktyczną wiedzą o moim żywiole - wietrze.
- To doprawdy zadziwiające, że nie myślałeś nigdy o karierze politycznej, wiesz?
- Też sądzę, że lepiej by było, gdybyś został w Weldhounder zamiast przywłaszczać Minstrela - do rozmowy włączył się zmaterializowany bez ostrzeżenia Kiryuu. Rebiata zarżał przestraszony i wierzgnął, próbując skręcić w las mimo dość mocno ściągniętych wodzy.
- I co robisz, psie? Poszukaj sobie zajęcia gdzieś indziej, co? - syknął Seleminushin, uspakajając spłoszonego wierzchowca.
- Tylko nie psie, ty przerośnięty kurczaku! - warknął symurg, ponownie powodując strach u konia. - Wypraszam sobie takie traktowanie, jestem symurgiem czystej krwi. W moich żyłach płynie krew czystych rasowo wilków północnych i orłów królewskich - no i się zaczęło. Demon i symurg z nieznanego mi powodu nie lubili się od początku znajomości. Zazwyczaj każda ich rozmowa sprowdzała się do tego, że Sel nazywał Kiryuu psem, na co ten w odwecie wysuwał zarzut bycia kurczakiem w odwołaniu do pokrewieństwa kur do pawiów. Obaj byli naprawdę kreatywni, jeśli chodzi o dogadywanie sobie.
- Przestaniecie oboje! - syknąłem, przejmując kontrolę nad koniem. - Schodź, natychmiast - zarządałem ostro, zatrzymując Rebiatę.
- Kotku, ale... - mężczyzna był zaskoczony moim zachowaniem. Pogładził mnie delikatnie po biodrze, chcąc udobruchać.
- Już - zmusiłem konia do stanięcia dęba. Nie zrzuciło to Sela z siodła, ale było dość jednoznaczym przekazem.
- Jak sobie życzysz, Minstrelu - mężczyzna zeskoczył z siodła, celowo używając nielubianego przeze mnie tytułu.
- No, a teraz możecie się kłócić do białego rana, jeśli tylko macie ochotę.
- A ty? - spytali obaj niemal równocześnie.
- A ja biorę konia i jadę nad źródło. Przez to wasze ciągłe wykłócanie się, który portal będzie lepszy i wciąganie w to wszystko jeszcze mnie, nie miałem nawet czasu odpowiednio przygotować Rebiaty - pociągnąłem wodze, skręcając, ale przy łbie wierzchowca znalazł się nagle Sel. Mężczyzna złapał za uzdę konia.
- Zapominasz, że to teren łowców.
- Dam sobie radę. Zwierzęciu nic nie zrobią, a mnie nie złapią w powietrzu. Jest zbyt ciemno.
- Idę z to... - zaczął demon.
- Nie. Dogadajcie się między sobą wreszcie i przygotujcie do otwarcia portalu - strzeliłem wodzą, zmuszając Sela do puszczenia jej. Spiąłem konia i już po chwili droga zniknęła mi zupełnie z widoku, zarówno tego materialnego, jak i wyczucia magicznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz