piątek, 24 stycznia 2014

4

Powstał właśnie plan kolejnych odcinków. Mamy przed sobą jeszcze 3 rozdziały aż do 6, po czym kończy się seria 1 i nastąpi drobna przerwa. Seria druga nie będzie już retrospekcyjna, ale pociągnie jedną fabułę obecnego Kazekiri (szczegóły w "O mnie"). Co do komiksu, to właśnie postały projekty wyglądu Ku w ludzkiej postaci i Kazekiri'ego. Do końca tygodnia powinnam podesłać Wam projekt okładki. Ale koniec gadania, piszemy.

- Panie! Ten demon, to straszny jest. Jakie dwa tydnie tymu był tu taki jeden mnich, co to mówił, że zabije potworę. Ale ni, poszął i ni ma go od tego casu. Baby mówią, że go zeżarło - wieśniak rozemocjonowany relacjonował, wymachując rękoma w obfitej gestykulacji. Rozejrzałem się ukradkiem, szukając wzrokiem Ku, od jakiegoś czasu przebywającego w swojej ptasiej postaci. Nawet mówił rzadko i wydawać by się mogło, że wszystko wróciło do stanu sprzed roku. Może jedynie czasami był nieco bardziej uległy, bardziej po służalczu niż partnersku. Ale zrzucałem to na karb nastroju i być może dojrzałości.
Miesiąc temu przekroczyłem magiczny próg dorosłości szesnastu lat życia i od tego czasu nawet kupcy, z rzadka spotykani na traktach, traktowali mnie jakoś tak poważniej.
- Ale ciała nikt nie znalazł, tak? - spytałem się dla pewności, choć znałem odpowiedź. Według niejasnych relacji, którym wierzyć można było jak hazardziście, wynikało, że "demon" był jedną z leśnych hybryd, prawdopodobnie coś z niedźwiedzia. Nie był niebezpieczny, jedynie uciążliwy dla kogoś z odpowiednimi umiejętnościami.
- A gdzie, odkąd zniknął, to nawet babka nie chodzi do lasu i musimy kupować leki od jakiś miejskich szachrajów. Te cholery to ostatni grosz z nas by ściągły za byle gówno, gdyby nie Mścichu, nasz grabarz. Ten, to ma gadane, tera, to sie bojom nawyt przyjechać do nas - chłop wydawał się być dumny jak paw... bardzo dumny ze swojego grabarza. Jakaś chora fascynacja naciągała mnie do poznania owego Mścisława, ale instynkt zachowawczy wręcz krzyczał, że to głupi pomysł. Podejrzewałem jednak, że i tak się na niego prędzej czy później natknę, więc nie ma co robić wielkich planów na przyszłość.
- Zobaczę, co da się zrobić. Potrzebowałbym jakiegoś konia, nie musi być silny. Najlepiej, gdyby był ciemny, łatwiej będzie się z nim ukryć. Wszystko inne mam - oświadczyłem.
Widziałem, że, mimo wiejskiej chytrości, łatwo mi będzie dostać jakąś zapłatę, jeśli nie w srebrze, to przynajmniej prowiancie i może koniu. Poza tym, każdy okaz demonopodobnego przyda mi się do uściślenia informacji w Notatniku. To zadziwiające, jak wiele już się w nim znalazło przez ubiegły rok.
- A pójdzie do starego Baciaka, on to trenuje kunie pod wierch dla panostwa tam zza lasa. Ostatnio młodego ogiera próbował przypasować ale się narowista gadzina urodziła i stoi. Jak jeszcze go nie ubił, to da, jak se go ułożysz - skinąłem tylko głową i odszedłem, zanim wieśniak rozpoczął swoją opowieść o Baciaku i czego to oni nie zrobili przy butelce bimbru własnego wyrobu o poetyckim przydomku Myszylla.
Chata Baciaka była jedną z największych, a o wysokiej pozycji właściciela świadczyła biaława farba na drewnianych ścianach, nawet jeśli odpadała od wilgotnych desek. Przy chałupie rosły wysokie kwiaty o różnych barwach i kształtach. Nie wszystkie potrafiłem nazwać, a jeszcze mniej określić pod kątem właściwości. Moją uwagę przykuła pojedyncza roślinka o biało-zielonych liściach w kształcie rombu - selenica, jedna z najbardziej trujących roślin występujących w przyrodzie bez pomocy ludzi.
- Przepraszam! Jest tu ktoś? - wszedłem na nieco ugiętych nogach, szykując się instynktownie do ewentualnego  ataku.
- Czego? - zza chaty wyłowił się mężczyzna o śniadej w starej, wyniszczonej koszuli do kolan i skórzanych spodniach. Był boso i widać było wyraźnie brak dwóch palców u nogi. - O co chodzi? - znacznie mniej zaciągał, a jego sposób mówienia bardziej przypominał miejski niż wiejski.
- Jestem tu w związku ze zleceniem pozbycia się demona. Podobno mógłbym tu dostać jakiegoś konia. Pan Chciworek tak twierdził - oświadczyłem, prostując się. Mężczyzna wyglądał zbyt prawdomównie i otwarcie, by mógł mieć jakieś nieczyste zamiary.
- A, tak. Pójdzie za mną, w boksie stoi. Ja tam nie wiem, strasznie narowisty jest. Ale może mag coś pomoże.
- Skąd wiesz, że jestem magiem? - spytałem bardziej z ciekawości jak podejrzliwości. Nie ukrywałem faktu znajomości magii i nie była to żadna informacja zagrażająca mi.
- Dzieciaki widziały wczoraj, jak z tym pawiem rozmawiałeś. Babka zawsze mówi, że tylko demony i magowie znają język zwierząt, a trzeciego oka u ciebie nie widzę - uśmiechnąłem się na tą odpowiedź. Przekonanie wśród ludzi, że demon nie może wyglądać jak człowiek bawiło mnie. Nie miałem jednak zamiaru wyprowadzać nikogo z tego przekonania, było to czasem przydatne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz