czwartek, 30 stycznia 2014

6


I tu moi drodzy państwo kończy się sezon 1. A właściwie nie ty, tylko te kilkadziesiąt linijek pod spodem. Cieszę się, że wejść coraz więcej, ale prosiłabym o pisemny dowód tego, że jest to ktoś inny niż ja co pięć minut odświeżająca stronę. Do pracy rodacy, komentarze się same nie napiszą. Nie przeciągając w nieskończoność, piszemy, nie gadamy.

Rozejrzałem się nerwowo po pomieszczeniu. "Salonik" miał wielkość mniej więcej całej mojej rodzinnej chaty wraz ze stodołą i przyokiennym ogródkiem. Dodatkową ironią był fakt, że księżniczka zaprosiła mnie tu, ponieważ "na małej przestrzeni dużo łatwiej o intymną atmosferę", cokolwiek pod słowem "intymny" się kryło. Może i martwiłoby mnie ono, gdybym nie miał do asysty Ku, jakoś dziwnie małomównego i kulturalnego. Może po prostu przepych wszystkiego i wręcz jarmarczna momentami błyskotliwość dookoła robiły na nim takie wrażenie. Bo w zmianę poglądów nie za bardzo mogłem uwierzyć. Mniejsza o powód, demon towarzyszył mi cały czas niczym cień, ciągle krok za mną, ale nigdy nie zwracając na siebie niepotrzebnej uwagi.
Wreszcie przyszła księżniczka. Miała około 20 lat, może trochę mniej lub więcej, mocny złocisty makijaż świetnie zacierał granicę. Ubrana była w pomarańczową suknię z trójkątnym, wąskim dekoltem, sięgającym niemal pępka. Rękawy były długie i bardzo szerokie, kończące się prawie na wysokości kolan. Wiązana w pasie na przypominający nieco gorset pasek, podkreślała idealną figurę księżniczki, i tak już zwracającą uwagę przez prosty, sięgający ziemi krój. Poza suknią miała na sobie coś, co określiłbym mianem ogona, bo nic innego do głowy mi nie przychodziło. Z tyłu, na wysokości pasa pysznił się czerwony pas długich włosów, jak gdyby jakiegoś futra, o nad wyraz puszystej i obszernej strukturze. Podobne "futerko" znajdowało się wokół szyi kobiety.
- Dziękuję, że był pan łaskaw na mnie zaczekać, panie Kazekiri - księżniczka dygnęła z gracją, a ja pośpiesznie wstałem, przetrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu. Zauważyłem, że Ku chichocze lekko, oparty z nonszalancją o ścianę pod oknem z założonymi na siebie rękoma i podsuniętą pod ścianę prawą stopą.
- Jestem zaszczycony pani zaproszeniem i możnością obecności w tak dostojnym miejscu - odpowiedziałem odwzajemniając ukłon, gdy już doszedłem do ładu ze sobą.
- Przyjemność leży po mojej stronie - dystyngowany uśmiech księżniczki uwydatnił jej małe usta, pomalowane jaskrawoczerwoną szminką i równe, białe zęby o nienagannych proporcjach. - Jeśli pan pozwoli, usiądźmy - księżniczka wykonała gest ręką w kierunku dwóch pluszowych puf, rozdzielonych małym okrągłym stoliczkiem na herbatę z misternie rzeźbioną jedną nogą i częściowo szklanym blatem.
- Oczywiście - podszedłem do dalej położonej pufy i poczekałem, aż księżniczka umości się ze swoim czerwonym asortymentem, zanim sam usiadłem.
- Może się pan napije herbaty? Ostatnio moja służka nabyła oryginalną Da Hong Pao sprowadzoną przez kupca zza oceanu. Doprawdy, wyśmienity okaz - no tak, zapomniałbym, że rodzina królewska nawet herbatę pije za kwotę, jakiej przez rok nie zobaczy statystyczny poddany. Nie zdziwiło mnie również słowo "służka", które znaczyło nie mniej, nie więcej jak ładnie ubrana niewolnica.
- Nie śmiałbym odmówić tak zacnej gospodyni - uśmiechnąłem się lekko z salonową swobodą. Była to jedna z dość wielu rzeczy, jakiej się nauczyłem u mistrza, pomijając złodziejstwo, oszustwo i doktrynę nieufności - hipokryzja. Salony aż przeciekały od niej. Nie bez powodu dla dam są jedynie karmelki, a brak wiosennych marzeń zdradnych.
- Mra! - zawołała księżniczka i niemal od razu w drzwiach pojawiła się kobieta o jasnobrązowej cerze w prostej, błękitnej sukience, bardziej przypominającej zawiązany na ciele ręcznik niż prawdziwe ubranie. Kobieta skłoniła się beznamiętnie, po czym wzięła z komody tacę z dwiema filiżankami mieszczących w przybliżeniu połówkę dużej śliwki oraz czajniczek herbaciany. Rozpaliła przenośny podgrzewacz do herbaty i wlała z dzbanka świeżą wodę do czajnika. Jak przypuszczałem, zestaw był przygotowany tuż przed moim przybyciem. Miałem ochotę przyjrzeć się zręcznej pracy kobiety, ale gospodyni planowała coś innego.
- Zastanawia się zapewne pan, dlaczegóż to poprosiłam pana o przybycie - powiedziała, zwracając całą moją uwagę na sobie.
- Nie zaprzeczę, jest to dla mnie zaskoczeniem. Nie każdy ma zaszczyt pojawienia się na królewskim dworze - odpowiedziałem dość dyplomatycznie.
- Otóż, słyszałam wiele o pana dokonaniach. Doprawdy, gdy jeden z moich wiernych poddanych - oczywiście miała tu na myśli poddanego z nie najmniejszym dochodem i skarbcem rodowym - opowiadał mi o pana walce z trójgłowym nekomatą wręcz mdlałam ze strachu. A to były tylko opowieści - skojarzyłem jak przez mgłę to wydarzenie. Około roku temu w pewnym dworze pojawił się rzeczywiście koci demon, potrafiący kontrolować ciała zmarłych. Nie był to jednak nekomata, a jego słabsza odmiana, czyli bakeneko i całe zajście było tak niebezpieczne, jak potknięcie się na suchym piasku. Nie warto m było przeznaczać zbytniej uwagi na tak rutynowe interwencje. Zwłaszcza, że bakeneko, jak to często bywa ze zwierzęcymi demonami, łatwo dał się oswoić, więc go nawet nie musiałem zabić i o ile się dobrze orientuję, to służy teraz jako opiekun do dzieci i myszołap. 
- To nic takiego, mogę panią zapewnić. Na tej ziemi żyje wielu egzorcystów czy treserów demonów, znacznie ode mnie sprawniejszych w swoim fachu - powiedziałem. Nie chciałem być skromny, była to prawda. Jeśli jakiś demon był potężny, to i tak w większości przypadków zabójcą byłem nie ja, a Ku i jego płonące pióra. 
- Niech pan nie będzie skromny. Plotki o potężnym i przystojnym magu w towarzystwie wielkiego pawia aż huczą w całym królestwie, nie pomijając stolicy. Swoją drogą, byłabym kontenta, mogąc zobaczyć to zwierzę - w głosie kobiety słyszałem nadzieję.
- Wybaczy mi pani, ale na chwilę obecną jest to niemożliwe. Mój towarzysz jest obecnie dość zajęty i niestety będzie pani musiała poczekać ze spotkaniem go. Obiecuję jednak, że potrwa to jak najkrócej - uśmiechnąłem się przepraszająco. Nie mogłem jej powiedzieć, że "wielki ptak" właśnie zubaża jej doniczkową roślinkę o kolejne liście. Służąca podeszła do stolika, położyła przed nami tacę i rozlała herbatę do filiżanek, zaczynając od mojej. Księżniczce się to wyraźnie nie spodobało.
- Cóż za szkoda. No, ale nie mogę wymagać od pana zaniechania obowiązków. Słyszałam, że za swoje usługi nie brał pan również wiele pieniędzy, a często tylko coś zapisywał w jakiejś księdze.
- Owszem. Nie potrzebuję pieniędzy, a informacje nieraz są o wiele przydatniejsze od nowych błyskotek - na moje szczęście kobieta nie dostrzegła w moich słowach sarkazmu, a niewolnica nie widziała powodów do nadmiernej lojalności. - Możemy jednak wrócić do pierwotnego tematu?
- To znaczy?
- Dlaczego pani mnie tu sprowadziła. Bo nie uwierzę, że tylko dla ploteczek i obejrzenia pawia, bo tych ma pani zapewne dziesiątki.
 - Pan jest równie niecierpliwy, jak mówią. Ale cóż, pragmatyczne podejście i konkretność są ponoć ludziom bardzo przydatne w życiu, choć nie rozumiem tej mody - kobieta wydawała się być rozbawiona. Gdyby ktoś miał jeszcze podejrzenia, że może wiedzieć cokolwiek o życiu "normalnych" ludzi, teraz zostałyby one rozwiane. - Jak już mówiłam, wiele plotek opisuje pana zdolności i urodę - trzask zwrócił naszą uwagę na Ku. Mężczyzna bawił się metalową plakietką do momentu, aż pękła mu ona w palcach, pozostawiając po sobie stalowy proszek w rękach demona.
- Przepraszam, troszkę zapomniałem o ograniczeniach metalu - odpowiedział z nonszalancją w głosie. A już prawie zaczynałem tęsknić za jego wyniosłym stylem bycia. Prawie.
 - No cóż, wracając do tematu - księżniczka nie miała zamiaru dać sobie odebrać na długo głosu. - Zdolności nie można panu odmówić, ale nimi samymi nikt jeszcze daleko nie zaszedł. Potrzebne są jeszcze inne wartości - czytaj hipokryzja, bezwzględność, mściwość, egoizm, znajomości i umiejętność świecenia zakończeniem nóg komu trzeba. - Jest pan młody i niepodważalnej urody, a to przemawia na pana korzyść - patrz ostatnie z wymienionych przeze mnie. - A tak się składa, że ja właśnie poszukuję kogoś takiego. Otóż, zbliża się dzień, w którym obejmę rządy po ojcu, niestety już bardzo chorym - podtrutym, uzależnionym od "magicznych ziółek" i wykopanym z władzy realnej. - Rozumie pan, że jako władczyni nie wypada mi nie mieć odpowiedniego zaplecza ludzi za sobą. Nie mogę przejąć kurtyzan po obecnym władcy - zdziwiłem się, że księżniczka nie ukrywa, do czego byłem jej potrzebny. Jakkolwiek pozycja kochanka była dość wygodną z obiektywnego punktu widzenia, propozycję uznałem niemal jako obrazę.
- Jestem magiem, nie chłopczykiem do wynajęcia - odpowiedziałem z lekką agresją w głosie.
- Ależ proszę tego tak nie odbierać - kobieta była zszokowana moją reakcją. Z pewnością przewidywała coś zgoła odmiennego. - Nie chciałam pana obrazić. Jest to wielka szansa na awans społeczny i finansowy. A ja wielu kochanków posiadam, nikt nie mówi, że musiałby mi pan często towarzyszyć w łożu - w jej głosie czułem nieprzyjemną nutę. Księżniczka oczyma wyobraźni już mnie widziała jako swoją zabawkę seksualną, bo inaczej tego nazwać nie można było. Zapewne wielu młodych mężczyzn wpadło w dziejach historii w podobne klateczki ze złotych prętów na wystawę egzotycznych okazów, ale ja nie miałem zamiaru stać się jednym z nich.
- Moja decyzja jest nieodwołalna. Pani wybaczy, ale mam inny plan przeżycia reszty swojego czasu. Za pozwoleniem - wstałem i podszedłem do drzwi. Zaczekałem jeszcze tylko na Ku i razem wyszliśmy, zostawiając rozczarowaną i poniekąd oburzoną księżniczkę samą sobie z niewolnicą. Jeszcze się drzwi dobrze nie zamknęły, a już słychać było, jak służąca otrzymuje ciosy za źle wypełnione zadanie.
- W wodzie był dość mocny narkotyk - powiedział Ku, gdy szliśmy korytarzem, jak gdyby czytając w moich myślach.
- Nie zareagowałeś od razu. Jestem z ciebie dumny - nie kryłem ironii. Demon tylko się uśmiechnął w odpowiedzi.

Tawerna Dużego Ryśka z dość przemawiającym do wyobraźni symbolem była równie zachęcająca jak przed kilkoma laty Pod Brzuchatym Bykiem, ale nie miałem ochoty na coś wysublimowanego. Zwłaszcza, że teraz nie byłem sam. Gdy tylko weszliśmy do wynajętego nam pokoju i przepłoszyłem magią wszelkie robactwo oraz gryzonie, usiedliśmy na łóżku.
- Nie musiałeś odmawiać. Wystarczyło dobrze się ustawić i nie musiałbyś się już więcej szlajać po śmierdzących dziurach i zapomnianych przez bogów dziczach - stwierdził Ku, kładąc dłoń na udzie mojej zgiętej i podłożonej pod drugą nogi.
- Zdecydowanie bardziej wolę się szlajać niż sprzedać po raz kolejny - odpowiedziałem spokojnie.
- Skoro tak mówisz. Obyś tylko nie żałował swojej decyzji - demon zbliżył się do mnie i nasze usta się spotkały. Chciałem się odsunąć, ale smukła dłoń na karku uniemożliwiła mi to. Nie protestowałem dalej. Z lekkim westchnięciem założyłem demonowi ręce na kark i splotłem ze sobą kilkanaście centymetrów za jego szyją.

2 komentarze:

  1. Rozdział...ahh, świetny po prostu. Najlepiej moim zdaniem poprowadzony był dialog. A dopowiedzi Kazekiriego a propos tej prawdziwej strony przedstawianych rzeczy - bezcenne. Było zabawnie~
    A Ku jak zwykle wyłazi z inicjatywą, mrr... Dobrze razem wyglądają, ale jak to odbiera Kaze? Chwilowe przyzwolenie, chęć odpoczęcia od codzienności i małego szaleństwa? Wątpię, by teraz się nad tym zastanawiał, czy brał na poważnie, choć mogę się mylić. Bo w końcu kto zna pomysły samego autora?
    Co do pytania pod poprzednią notką: kobieta mogłaby być dobrym elementem, który skomplikowałby nieco sprawy uczuciowe, namieszał w głowie Kazekiriemu itp (zależnie od zamysłu poprowadzenia akcji) ale tylko i wyłącznie do tego.
    Jestem w 100% za Ku x Kazekiri, kobieta mogłaby być tylko dodatkiem, ktory, użyty w odpowiedni sposób, mógłby rozjaśnić sprawę między mężczyznami >3<
    ~Huehuehue. No, to by było na tyle.
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w 1000% za Ku x Kazekiri. :D Oni są dla siebie idealni. xd
    I jeśli miałaby być jakaś kobieta, to tylko po to, aby trochę pokomplikować. :D Eh, ja uwielbiam takie akcje. Jest chłopak i chłopak. Jeden "lubi" drugiego, ale ten drugi nie zdaje sobie sprawy z uczuć kolegi. I jak do akcji wkracza dziewczyna, to ten chłopak uświadamia sobie o uczuciach i walczy o tego chłopaka. XD
    Chociaż nie wiem, czy coś takiego by tutaj pasowało.:D

    OdpowiedzUsuń