Zmienił nam się szablon, co dość łatwo zauważyć. Mogą się znaleźć błędy, więc pisać. Powstał dział reklamy, skąd możecie w szybki i prosty sposób pobrać jeden z dwóch oficjalnych bannerów.Co więcej... Ogłaszam konkurs na maskotkę bloga. Wasze propozycje powinny mieć szerokość maksymalnie 200 px, być ruchome, najlepiej interaktywne i w jakiś sposób pasować do bloga. Na poszukiwania macie czas do końca tego sezonu, piszcie w komentarzach. Mam również do was małe pytanie - czy według was wątek miłosny Kazekiri'ego i Ku powinien rozbłysnąć w nadchodzącej serii? A może jakaś kobieta byłaby odpowiedniejsza? Na razie to chyba tyle, the show has begun!
Szliśmy wolno szerokim traktem wiodącym do stolicy. Kto by się spodziewał, że ja, osiemnastoletni wędrowny mag-egzorcysta, zostanę zaproszony osobiście przez księżniczkę Illes, Damę Ognia. O ironio, pomimo znajomości głównie arkan żywiołu wiatru, wszyscy kojarzyli mnie z płomieniami. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź na to pytanie jest prosta, waży niecałe dziesięć kilo i właśnie siedziała mi na ramieniu, machając ogonem na prawo i lewo, wzbudzając tym zainteresowanie niezbyt wysublimowanej publiczności przejeżdżających kupców i rzemieślników.
- Ku, przestań się popisywać - machnąłem ręką w stronę łebka pawia, ale ten zwinnie ją ominął i jeszcze zdążył mnie dziobnąć lekko w grzbiet dłoni. Uśmiechnąłem się lekko. - Przed stolicą masz się zmienić, nie będę chodził po mieście z wielkim ptakiem - oświadczyłem, a ten tylko skinął głową i popatrzył w dół, na moją nogę. Dopiero niedawno odzyskałem pełną sprawność i siłę w niej. Prawie dwa lata zajęła mi rekonwalescencja, mimo że miałem wsparcie w postaci demonicznych ziół z bogowie jedni wiedzą jakich terenów.
Senelle była dość typowo zbudowanym miastem, jeśli nie liczyć jej wielkości. Ciemne mury o nie do końca określonym kolorze otaczały masę budynków i budyneczków wszelakiej maści, wielkości, koloru, kształtu i jakości. Nieco na zachód od środka stolicy, na sztucznie zbudowanym wzniesieniu, pysznił się najwyższy wśród nich - pałac królewski wraz z przyległym do niego kompleksem biurowo-mieszkalnym dla najwyższych urzędników i dworu. Areał Arystokratyczny, jak zwała się ta dzielnica, śmiało mógłby funkcjonować jako miasto samo w sobie. Poza domami i biurami mieściły się tam między innymi biblioteka, stajnie, kuchnie, basen, szkoła, dwa teatry, małe zoo oraz Instytut Do Badań Nad Magią, gdzie przechowywano większość artefaktów stolicy i gdzie ciągle dokonywano jakiś odkryć w dziedzinie magii, zarówno tej stosowanej przez ludzi, zwierzęta, jak i naturalnej.
Drugim co do ważności miejscem był Wielki Targ, gromadzący znaczną ilość kupców z całego świata, handlujących zarówno lokalnymi towarami, jak i tymi zwożonymi z regionów egzotycznych. Dość niechlubną pozycję zajmował Rynek Niewolników, którego funkcjonowania zupełnie nie popierałem. Pomimo to, było to chyba najbardziej oblegane miejsce, i to nie tylko przez absolutną elitę finansową.
Poza głównym murem stolicę okalało jeszcze siedem innych, każdy położony kilkadziesiąt metrów od siebie. Wiązało się do ze stopniową ekspansją terenu aż do maksymalnej objętości pomiędzy korytem rzecznym. Stanowiły one również świetną obronę, bo w wypadku, gdyby któryś z murów został zdobyty, obrona mogła się po prostu cofnąć o jedną zaporę bliżej centrum. Każda z nich posiadała baszty, ale tylko przy bramie głównej i bramie mniejszej (czyli położonej najbliżej centrum) sprawowano kontrolę, przy czym brama główna kontrolowała każdego przybyłego, a mniejsza jedynie wozy handlowe i w przeciwieństwie do swojej koleżanki nie zamykała się na noc.
W niedługim czasie z częstych, ale wciąż luźno jadących wozów, trakt przerodził się w rzekę tłumu składającego się z koni, wozów, masy pieszych i bezpańskich zwierząt, szukających resztek jedzenia spadających z wozów. Co jakiś czas pojawiała się lektyka niesiona przez czwórkę lub szóstkę półnagich mężczyzn o ciemnej skórze lśniącej orzechowym brązem od potu i przypuszczalnie jakiś olejków. Cały tłum musiał się wtedy rozstąpić. Nie mogłem patrzyć, do jakiego zniszczenia to doprowadza, więc kilka razy interweniowałem, podtrzymując magią obsunięte koło wozu, chroniąc go przez spadkiem. Zwłaszcza, że jakieś sto metrów wokół muru skończył się stały grunt i pod traktatem przelewała się rzeka o nadzwyczaj nieprzyjemnym kolorze i zapachu.
- Stolico, cudne kreślisz w dziejach naszych karty - usłyszałem przy uchu. - Obróciłem się gwałtownie. Za mną stał Ku w swojej ludzkiej postaci z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Wiedziałem, że niełatwo mi będzie powstrzymać go przed nieodpowiednimi słowami, ale liczyłem się z tym od początku.
- Przestań! - syknąłem, zaciskając zęby i odwracając głowę.
- Następny! - krzyknął strażnik przy bramie i pociągnąłem śmiejącego się Ku za sobą.
Ubrany w długą tunikę koloru indygo i nieco ciemniejsze płócienne spodnie strażnik wyglądał na raczej niegroźnego. Nie posiadał przy sobie nawet broni. Ku najwyraźniej zauważył, co chodziło mi po głowie, bo ruchem głowy wskazał mi trzech ciężkozbrojnych kawałek dalej. Gdy podeszliśmy to tego pierwszego, dostrzegłem, jak bardzo mylny był mój osąd. Pod materiałem kryła się żelazna zbroja, a w nodze stolika ze spisem ukryty był dwuręczny miecz. Mężczyzna spojrzał na nas, niezbyt skrzętnie kryjąc nieufność wyuczonym uśmiechem.
- Cel podróży? - spytał, gdy usiadłem na wysłużonym lecz wciąż dość dobrym krześle z jakiegoś solidnego drewna o niezbyt charakterystycznym odcieniu brązu.
- Jesteśmy tu z zaproszenia - odpowiedziałem, ubiegając jakąś ambitną odpowiedź demona, stojącego przy ścianie za moimi plecami z nogą założoną na nogę.
- W takim razie poproszę list zapraszający oraz przepustkę - dostrzegłem mimowolne drgnięcie wargi strażnika. Podejrzewał podstęp, ale w dalszym ciągu udawał przyjazność. Sięgnąłem do torby i wyciągnąłem z niej w końcu zwinięty na dwóch metalowych szpilach list z dworu królewskiego oraz żelazny krążek z pieczęcią Illes i jakimiś znaczkami, będącymi zabezpieczeniem przed podrobieniem. Nie sprawdzałem, ale dałbym sobie obie ręce uciąć, że miał na sobie jakieś magiczne czujniki, chroniące przed stworzeniem falsyfikatu. Nie pomyliłem się, bo strażnik przysunął jakąś puszkę, a gdy uzyskał pozytywny wynik testu pokiwał lekko głową i popatrzył na nas uważnie, jak gdyby niedowierzając.
- No dobrze - wymruczał przeciągle. - A teraz spójrzmy na... - urwał, gdy rozwinął list do miejsca, w którym podane było imię zapraszającego. - Wszystko się zgadza - oddał mi list, a krążek wrzucił do koszyka z podobnymi pod stolikiem.
- Można wiedzieć, w jakim charakterze został pan zaproszony, panie Kazekiri, do naszej pięknej stolicy? - spytał, tym razem już z prawdziwym szacunkiem. Cóż za farsa kieruje ludzkim zachowaniem i jak niewiele trzeba, by osądzono cię zupełnie inaczej w przeciągu kilku sekund. - Oczywiście, o ile nie jest to coś, czego taki zwykły wojskowy jak ja powinien wiedzieć - dodał szybko, korygując swój błąd nachalności. Jeśli "zwykły wojskowy" wiedział coś o sferach wyższych, a za taką mnie teraz uznawał, to fakt, że lepiej z nimi nie zadzierać, o ile nie chce się wylądować z ręką w nocniku i walizkami pod mostem.
- Nic wielkiego, prywatne zaproszenie - uśmiechnąłem się lekko, wstając. - Chodź, Ku. Arystokracji podobno nie wypada kazać czekać zbyt długo - machnąłem ręką w stronę widniejącej ponad zabudową wierzy pałacowej.
- Ależ oczywiście! Cieszmy się, że możemy przebywać w mieście wolności! - demon zaśmiał się i podbiegł do mnie. Do stolicy weszliśmy oboje we wręcz nieprzystająco dobrych humorach, wygłaszając na zmianę kwestie z klasycznych dzieł opiewających uroki stolicy - miasta, gdzie dziennie ginęło z głodu około stu ludzi, w tym dzieci, niewolnictwo było chlubą, a smród zgnilizny, odchodów i nędzy towarzyszył większości przez całe życie od narodzin aż po śmierć. El viva Senelle!
Senelle była dość typowo zbudowanym miastem, jeśli nie liczyć jej wielkości. Ciemne mury o nie do końca określonym kolorze otaczały masę budynków i budyneczków wszelakiej maści, wielkości, koloru, kształtu i jakości. Nieco na zachód od środka stolicy, na sztucznie zbudowanym wzniesieniu, pysznił się najwyższy wśród nich - pałac królewski wraz z przyległym do niego kompleksem biurowo-mieszkalnym dla najwyższych urzędników i dworu. Areał Arystokratyczny, jak zwała się ta dzielnica, śmiało mógłby funkcjonować jako miasto samo w sobie. Poza domami i biurami mieściły się tam między innymi biblioteka, stajnie, kuchnie, basen, szkoła, dwa teatry, małe zoo oraz Instytut Do Badań Nad Magią, gdzie przechowywano większość artefaktów stolicy i gdzie ciągle dokonywano jakiś odkryć w dziedzinie magii, zarówno tej stosowanej przez ludzi, zwierzęta, jak i naturalnej.
Drugim co do ważności miejscem był Wielki Targ, gromadzący znaczną ilość kupców z całego świata, handlujących zarówno lokalnymi towarami, jak i tymi zwożonymi z regionów egzotycznych. Dość niechlubną pozycję zajmował Rynek Niewolników, którego funkcjonowania zupełnie nie popierałem. Pomimo to, było to chyba najbardziej oblegane miejsce, i to nie tylko przez absolutną elitę finansową.
Poza głównym murem stolicę okalało jeszcze siedem innych, każdy położony kilkadziesiąt metrów od siebie. Wiązało się do ze stopniową ekspansją terenu aż do maksymalnej objętości pomiędzy korytem rzecznym. Stanowiły one również świetną obronę, bo w wypadku, gdyby któryś z murów został zdobyty, obrona mogła się po prostu cofnąć o jedną zaporę bliżej centrum. Każda z nich posiadała baszty, ale tylko przy bramie głównej i bramie mniejszej (czyli położonej najbliżej centrum) sprawowano kontrolę, przy czym brama główna kontrolowała każdego przybyłego, a mniejsza jedynie wozy handlowe i w przeciwieństwie do swojej koleżanki nie zamykała się na noc.
W niedługim czasie z częstych, ale wciąż luźno jadących wozów, trakt przerodził się w rzekę tłumu składającego się z koni, wozów, masy pieszych i bezpańskich zwierząt, szukających resztek jedzenia spadających z wozów. Co jakiś czas pojawiała się lektyka niesiona przez czwórkę lub szóstkę półnagich mężczyzn o ciemnej skórze lśniącej orzechowym brązem od potu i przypuszczalnie jakiś olejków. Cały tłum musiał się wtedy rozstąpić. Nie mogłem patrzyć, do jakiego zniszczenia to doprowadza, więc kilka razy interweniowałem, podtrzymując magią obsunięte koło wozu, chroniąc go przez spadkiem. Zwłaszcza, że jakieś sto metrów wokół muru skończył się stały grunt i pod traktatem przelewała się rzeka o nadzwyczaj nieprzyjemnym kolorze i zapachu.
- Stolico, cudne kreślisz w dziejach naszych karty - usłyszałem przy uchu. - Obróciłem się gwałtownie. Za mną stał Ku w swojej ludzkiej postaci z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Wiedziałem, że niełatwo mi będzie powstrzymać go przed nieodpowiednimi słowami, ale liczyłem się z tym od początku.
- Przestań! - syknąłem, zaciskając zęby i odwracając głowę.
- Następny! - krzyknął strażnik przy bramie i pociągnąłem śmiejącego się Ku za sobą.
Ubrany w długą tunikę koloru indygo i nieco ciemniejsze płócienne spodnie strażnik wyglądał na raczej niegroźnego. Nie posiadał przy sobie nawet broni. Ku najwyraźniej zauważył, co chodziło mi po głowie, bo ruchem głowy wskazał mi trzech ciężkozbrojnych kawałek dalej. Gdy podeszliśmy to tego pierwszego, dostrzegłem, jak bardzo mylny był mój osąd. Pod materiałem kryła się żelazna zbroja, a w nodze stolika ze spisem ukryty był dwuręczny miecz. Mężczyzna spojrzał na nas, niezbyt skrzętnie kryjąc nieufność wyuczonym uśmiechem.
- Cel podróży? - spytał, gdy usiadłem na wysłużonym lecz wciąż dość dobrym krześle z jakiegoś solidnego drewna o niezbyt charakterystycznym odcieniu brązu.
- Jesteśmy tu z zaproszenia - odpowiedziałem, ubiegając jakąś ambitną odpowiedź demona, stojącego przy ścianie za moimi plecami z nogą założoną na nogę.
- W takim razie poproszę list zapraszający oraz przepustkę - dostrzegłem mimowolne drgnięcie wargi strażnika. Podejrzewał podstęp, ale w dalszym ciągu udawał przyjazność. Sięgnąłem do torby i wyciągnąłem z niej w końcu zwinięty na dwóch metalowych szpilach list z dworu królewskiego oraz żelazny krążek z pieczęcią Illes i jakimiś znaczkami, będącymi zabezpieczeniem przed podrobieniem. Nie sprawdzałem, ale dałbym sobie obie ręce uciąć, że miał na sobie jakieś magiczne czujniki, chroniące przed stworzeniem falsyfikatu. Nie pomyliłem się, bo strażnik przysunął jakąś puszkę, a gdy uzyskał pozytywny wynik testu pokiwał lekko głową i popatrzył na nas uważnie, jak gdyby niedowierzając.
- No dobrze - wymruczał przeciągle. - A teraz spójrzmy na... - urwał, gdy rozwinął list do miejsca, w którym podane było imię zapraszającego. - Wszystko się zgadza - oddał mi list, a krążek wrzucił do koszyka z podobnymi pod stolikiem.
- Można wiedzieć, w jakim charakterze został pan zaproszony, panie Kazekiri, do naszej pięknej stolicy? - spytał, tym razem już z prawdziwym szacunkiem. Cóż za farsa kieruje ludzkim zachowaniem i jak niewiele trzeba, by osądzono cię zupełnie inaczej w przeciągu kilku sekund. - Oczywiście, o ile nie jest to coś, czego taki zwykły wojskowy jak ja powinien wiedzieć - dodał szybko, korygując swój błąd nachalności. Jeśli "zwykły wojskowy" wiedział coś o sferach wyższych, a za taką mnie teraz uznawał, to fakt, że lepiej z nimi nie zadzierać, o ile nie chce się wylądować z ręką w nocniku i walizkami pod mostem.
- Nic wielkiego, prywatne zaproszenie - uśmiechnąłem się lekko, wstając. - Chodź, Ku. Arystokracji podobno nie wypada kazać czekać zbyt długo - machnąłem ręką w stronę widniejącej ponad zabudową wierzy pałacowej.
- Ależ oczywiście! Cieszmy się, że możemy przebywać w mieście wolności! - demon zaśmiał się i podbiegł do mnie. Do stolicy weszliśmy oboje we wręcz nieprzystająco dobrych humorach, wygłaszając na zmianę kwestie z klasycznych dzieł opiewających uroki stolicy - miasta, gdzie dziennie ginęło z głodu około stu ludzi, w tym dzieci, niewolnictwo było chlubą, a smród zgnilizny, odchodów i nędzy towarzyszył większości przez całe życie od narodzin aż po śmierć. El viva Senelle!
Szczerze mówiąc czytałam wiele różnych historii i opowiadań i bezwzględnie ta jest jedną z lepszych.
OdpowiedzUsuńPiszesz tzn. lekkim piórem, co jest bardzo ważne.:)
Życzę wielu sukcesów!
Pozdrawiam.
http://omniehellou.blogspot.com/
Dzięki za opinię, polecam się na przyszłość. A bloga właśnie czytam
UsuńBardzo dobrze napisany tekst, widać że wiesz co robisz + mam nadzieje ze bedziesz robic cos w tym kierunku w przyszłości ponieważ masz talent!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie:
http://barwne-stylizacje.blogspot.com/
Jestem za rozwinięciem wątku miłosnego Ku i Kazekiriego, ale na to chyba już za późno. xD
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, co wydarzy się w stolicy.
Cóż, za chwilę się dowiem! :D